Zwycięzca ubiegłorocznego Tour de France nie jest jednak uważany za faworyta. Brytyjczyk powraca do rywalizacji po kilkumiesięcznej przerwie spowodowanej kontuzją kolana i nawet w swojej grupie Sky nie jest liderem. Tę rolę mają pełnić Kolumbijczycy Rigoberto Uran i Sergio Henao. Pierwszy etap wjedzie w góry tak wysokie, w jakich nie gościł jeszcze Tour de Pologne. Zawodnicy będą się wspinać na trzy przełęcze w Dolomitach, a meta w znanej stacji narciarskiej Madonna di Campiglio znajduje się na wysokości 1522 m n.p.m. Wyścig będzie rozgrywany według nowych zasad. Ograniczono składy poszczególnych ekip z ośmiu do sześciu kolarzy, co sprawi, że liderzy nie będą mieć tak silnego wsparcia jak dotychczas. Jeszcze ważniejszą nowinką jest klasyfikacja Race Appeal, premiująca najbardziej aktywnych kolarzy, którzy na każdym etapie za zdobyte punkty na premiach górskich, lotnych i specjalnych mogą uzbierać nawet 30 sekund. To bardzo dużo, zważywszy na fakt, że wielokrotnie o zwycięstwie w Tour de Pologne decydowały sekundy (w ubiegłym roku Michał Kwiatkowski przegrał z Włochem Moreno Moserem o pięć sekund). Dyrektor wyścigu Czesław Lang wierzy w to, że w wyścigu będą widoczni Polacy. Nie pojedzie wprawdzie jeden z bohaterów Tour de France Kwiatkowski, ale na starcie staną Przemysław Niemiec i Rafał Majka, którzy świetnie wypadli w maju w Giro d'Italia, zajmując szóste i siódme miejsce. Lang liczy także na udany występ Sylwestra Szmyda, Tomasza Marczyńskiego, Bartosza Huzarskiego i Pawła Cieślika. Pod nieobecność ubiegłorocznego zwycięzcy - Włocha Moreno Mosera, zmęczonego występem w Tour de France, z numerem 1 wystartuje triumfator Giro d'Italia jego rodak Vincenzo Nibali.