Olgierd Kwiatkowski, Interia: Jakby pan podsumował zakończony 77. Tour de Pologne? Czesław Lang, dyrektor Tour de Pologne: Jestem szczęśliwy. Mieliśmy tylko miesiąc czasu na przygotowanie wyścigu. Trzeba było pozyskać sponsorów, podpisać umowy, uzyskać wszystkie niezbędne zgody. Do tego doszły jeszcze sprawy związane z koronawirusem - protokół sanitarny, ustalenie kto z kim się kontaktuje, w kilku przypadkach wykonanie testów. - Wyścig wystartował, ale przyszedł ten pechowy pierwszy etap z wypadkiem na finiszu w Katowicach. Wszyscy zamarliśmy ze strachu, co będzie dalej. To się stało nie z naszej winy. Doszło do nieprzepisowego zachowania wśród kolarzy. To był faul. Mimo to spadł na nas hejt. Ludzie zaczęli nam wytykać, że to nasza wina. Wyścig pojechał dalej. Mieliśmy piękny drugi etap, w którym wygrał mistrz świata Mads Pedersen, na trzecim etapie pierwszy był zwycięzca Giro d’Italia Richard Carapaz, sobotni etap był przepiękny, naprawdę królewski z widowiskowym zwycięstwem Evenepoela. I na koniec piękny sprint w Krakowie. Wygrywa go Ballerini. Tour de Pologne zakończył się mocnym akordem. Od strony sportowej to wyglądało bardzo dobrze, a od strony organizacyjnej? - Tak samo dobrze. Sędziowie wystawili nam najwyższe noty. Drużyny wysoko oceniały hotele, warunki bezpieczeństwa. Chciałbym podkreślić, że nie ma na świecie drugiego wyścigu tak dobrze zabezpieczonego, szczególnie stacjonarnie. To wielka zasługa naszych służb - policji, straży pożarnej. Czy na Tour de Pologne ktoś wyjedzie z na przeciwka? Czy ktoś wyjdzie z boku? Mysz się nie prześlizgnie. Bezpieczeństwo było na najwyższym poziomie. Ale meta w Katowicach, gdzie doszło do wypadku, budzi kontrowersje. Zmieni ją pan w przyszłym roku? - Uważam, że gdybyśmy porównali ten finisz w Krakowie i ten w Katowicach to wyszłoby, że bardziej niebezpiecznie było na Błoniach. Było ciaśniej, więcej ludzi się przepychało. Na pewno poddamy to jeszcze analizom, ale ja nie uważam tego finiszu w Katowicach za niebezpieczny. Mimo że jedzie się szybciej o 10 km niż na finiszu w Krakowie to wcale nie znaczy, że jest gorzej. Gdyby nie faul kolarza, to nic by się nie stało. Nie było też tak, że wystawał płotek, że pod spodem są tory kolejowe albo meta była za ostrym zakrętem. To jest najczystszy finisz jaki może być i do tego maksymalnie rozciągnięty.