Jedenasty etap był jednym z najcięższych w tegorocznej edycji. Kolarze mieli do przejechania blisko 200 km, a przewyższenie wyniosło ponad 4600 m. Na trasie znajdowały się trzy górskie premie pierwszej kategorii, w tym dwukrotny podjazd na legendarną Mont Ventoux. Wydarzeniem pierwszej części rywalizacji było wycofanie się Tony'ego Martina (Jumbo-Visma). Niemiecki kolarz, który jest wicemistrzem olimpijskim z Londynu (2012) w jeździe indywidualnej na czas, miał upadek. Od peletonu odrywały się grupki kolarzy mających nadzieję na etapowe zwycięstwo. Wydarzenia kluczowe dla losów rywalizacji tego dnia miały miejsce podczas drugiej wspinaczki na "Giganta Prowansji". Van Aert ostatniego współtowarzysza ucieczki zgubił, gdy do szczytu pozostało około 12 km. Belg nie miał kryzysu, bezpiecznie pokonał zjazd i cieszył się z triumfu. O 1.14 wyprzedził dwóch kolarzy zespołu Trek-Segafredo - Francuza Kenny'ego Elissonde i Holendra Bauke Mollemę. "Wiem, że nie jestem najlepszym góralem, ale kiedy nastawię się na jakiś dzień, to mam szansę na wygraną. Brakuje mi słów. To prawdopodobnie najważniejsze zwycięstwo w mojej karierze" - powiedział Van Aert na mecie. W grupie zawodników walczących o zwycięstwo w klasyfikacji generalnej sytuację kontrolował Pogacar, długo wspierany przez Rafała Majkę. Natomiast Ekwadorczykowi Richardowi Carapazowi (Ineos Greandiers) towarzyszył Michał Kwiatkowski. Słoweniec nie pozwolił nikomu się oderwać. Razem m.in. z Carapazem metę osiągnął 1.38 po zwycięzcy. W klasyfikacji generalnej Słoweniec ma 5.18 przewagi nad drugim Kolumbijczykiem Rigoberto Uranem (EF Education-Nippo). W czwartek kolarze przejadą blisko 160 km z Saint-Paul-Trois-Chateaux do Nimes. Tym razem o etapowe zwycięstwo powinni walczyć sprinterzy. wkp/ cegl/