Po 15 etapach Słoweniec wyprzedza o 40 sekund swojego rodaka Tadeja Pogačara oraz o 1.34 Kolumbijczyka Rigoberta Urana. To przewaga pozwalająca byłemu skoczkowi narciarskiemu z optymizmem podchodzić do ostatniego tygodnia wyścigu. Pierwszy z alpejskich odcinków nie należy do wymagających. - To etap bardziej przeznaczony dla turystów z plecakiem niż dla kolarzy walczących w klasyfikacji generalnej. Zwłaszcza w perspektywie tego, co ich czeka nazajutrz - ocenił dyrektor wyścigu Thierry Gouvenou. W środę, według ekspertów, odbędzie się najtrudniejszy, królewski etap wyścigu. Z Grenoble kolarze pojadą na słynną przełęcz Madelaine, a potem w kierunku La Loze. Na obie przełęcze prowadzą długie, kilkunastokilometrowe podjazdy. Meta etapu jest najwyżej położonym punktem tegorocznej "Wielkiej Pętli" - na wysokości 2301 m n.p.m. Tryptyk alpejski zwieńczy etap z Meribel do La Roche-sur-Foron (175 km), z czterema trudnymi podjazdami. Będzie to ostatnia okazja dla "górali" na zdobycie przewagi. Jednak to nie Alpy mają zadecydować o kolejności na końcowym podium, a Wogezy. Na sobotę zaplanowana jest bowiem jedyna w tej edycji jazda indywidualna na czas z Lure do La Planche des Belles Filles (36,2 km). Trasa jest początkowo płaska, potem lekko się wznosi, a kończy stromym, sześciokilometrowym podjazdem ze średnim kątem nachylenia 8,4 proc. To tu rozstrzygnie się wyścig. Tradycyjnie na zakończenie Tour de France odbędzie się w Paryżu "etap przyjaźni", o której na ostatnich kilometrach zapomną sprinterzy, walcząc o prestiżowe zwycięstwo na Polach Elizejskich.