Dla młodych są zakazy, ale młodość ma swoje prawa, które jak się okazuje potrafią być wielkimi zaletami. Pogaczar nie boi się porażek i dlatego zawsze próbuje wygrywać. Nie kalkuluje. Kiedy tylko nadarza się okazja, atakuje. To go wyróżnia w peletonie. Dzięki temu wygrał też Tour de France. Słoweński zamach stanu Podczas ostatniej Vuelty, swojego pierwszego wielkiego Touru, Słoweniec przeprowadził samotny rajd pod Plataforma de Gredos mimo, że z samochodu dyrektora sportowego dostał polecenie, by zostać z tyłu. - Ale widziałem, że chłopcy jadący ze mną są również zmęczeni co ja. Tego dnia postawiłem wszystko na jedną kartę - opowiadał. I wygrał. Było to jego trzecie zwycięstwo etapowe podczas ubiegłorocznej Vuelty. W podobnym stylu rozegrał Tour de France. Nie poddawał się nawet wtedy, gdy stał na straconej pozycji. Był nieczuły na żelazne reguły panujące w wyścigu. Uważał, ze skoro jest strata, to trzeba ją odrobić. Na siódmym etapie przyjechał na metę w Lavaur w drugiej grupie, ponad minutę za Primożem Rogliczem. W klasyfikacji generalnej spadł na 16. miejsce. Następnego dnia zaatakował w końcówce i zmniejszył dystans o 40 sekund, kolejnego - wygrał etap, zdobywając bonifikatę. Ciułał sekundy. Raz zyskiwał, raz tracił. Do przedostatniego etapu - jazdy indywidualnej na czas - Roglicz przystępował z 57 sekundami przewagi nad Pogaczarem. Niby sporo, ale nie dla niego Młodszy ze Słoweńców sobotni etap jazdy indywidualnej na czas pojechał w swoim stylu. Poszedł na całość. W najbardziej dramatycznej końcówce "Wielkiej Pętli" od 31 lat, kiedy Greg LeMond pokonał Laurenta Fignona Pogaczar, zapewnił sobie zwycięstwo w całym wyścigu. Roglicza wyprzedził na etapie o blisko dwie minuty. Zapewnił sobie zwycięstwo w klasyfikacji generalnej. Nikt nie sądził, że może zdjąć z ramion swojego rodaka i dobrego kolegi żółtą koszulkę lidera i zwycięzcy Tour de France. To był słoweński zamach stanu. Po raz kolejny dał o sobie znać charakter Pogaczara i jego podejście do życia, sportu, kolarstwa. Andrej Hauptman, dyrektor sportowy UAE Emirates i odkrywca jego talentu mówi, że ten 21-letni chłopak jest nieczuły na stres. Przed czasówką nie widać było po nim napięcia. Założył słuchawki na uszy, rozgrzewał się na trenażerze bez stroju kolarskiego. - Czuł się jak na wakacjach - opowiadał Hauptman. To były wyjątkowe wakacje dla młodego chłopaka z Komendy, miejscowości leżącej pół godziny samochodem od Ljubljany. Niezapomniane - wygrał największy i najbardziej prestiżowy wyścig kolarski na świecie. I to w swoim debiucie, startując drugi raz w wielkim tourze. Trudno w to uwierzyć. Poszedł w ślady brata Do kolarstwa trafił nieco przypadkowo. Jego starszy brat Tilan ścigał się na rowerze i miał podobno wielki potencjał. Tadej naśladował go na każdym kroku. Chciał wstąpić do tego samego klubu, ale był za mały. Trudno było znaleźć rower w jego rozmiarze, strój i kask. Odczekał jednak parę miesięcy i w końcu znaleziono dla niego wszystko, co potrzebne do ścigania. Rodziców nie stać było na wyposażenie młodszego syna. Mieli czwórkę dzieci (Tilan, Tadej oraz dwie córki Barbara i Vita). Mama Marjeta, nauczycielka języka francuskiego pracowała wtedy na pół etatu. Ojciec był zatrudniony jako projektant mebli z drewna. W dzienniku "L’Equipe", Marjeta Pogaczar opowiadała, że jej syn zaskoczył wszystkich na jednym z pierwszych wyścigu w życiu. Miał wtedy 11 lat. Wygrał z przewagą jednego okrążenia nad następnym kolarzem. - Był tak mały, że kiedy wszedł na najwyższy stopień podium, był równy tym, co stali poniżej - mówiła Marjeta Pogaczar. Tadej miał z tym wielki problem. Niewielu trenerów wierzyło, że zrobi karierę kolarską. Nie rósł, był wątły. Ale braki fizyczne nadrabiał swoją walecznością i charakterem. To mu pozostało do dziś. Jego kariera na dobre rozpoczęła się w wieku 15 lat. Patronował jej Andrej Hauptman. Tadej mówi dziś o nim, że był dla niego jak ojciec. Od 2016 roku, zaczął regularnie odnosić sukcesy. Wtedy sięgnął po pierwsze mistrzostwo Słowenii w jeździe na czas, ale wygrywał też etapy w wyścigach, m.in. w Wyścigu Pokoju juniorów. Dwa lata temu odniósł zwycięstwo w Tour de l’Avenir, wyścigu określanym mianem Tour de France dla młodych kolarzy. Rok temu była wygrana w Kalifornii, trzy etapy Vuelty i trzecie miejsce w klasyfikacji generalnej hiszpańskiego wyścigu. Jeździł już wtedy w UAE Emirates Team, gdzie jednym z jego dyrektorów jest Hauptman. Kontrakt z grupą ze Zjednoczonych Emiratów Arabskich ma podpisany do 2024 roku. To zwycięstwo nie jest dobrą wiadomością dla Pogaczara Pogaczar wygrał największy z kolarskich wyścigów w przededniu swoich 22 urodzin. Młodszym od niego zwycięzcą Tour de France w historii jest jedynie Henri Cornet w 1904 roku. Francuz miał wtedy 19 lat 11 miesięcy i 20 dni. Słoweniec zgarnął nie tylko trofeum za zwycięstwo w klasyfikacji generalnej, ale wygrał też klasyfikację młodzieżową oraz górską. Przyszłość przed nim. Jaka? Zewsząd płyną głosy zachwytu. Docenia się jego występ we Francji i styl zwycięstwa. Ale droga usłana zwycięstwami nie jest oczywista. - Od czasu jego trzeciego miejsca we Vuelcie, wiedziałem, że będzie wielkim kolarzem. Takich numerów nie robi się w wielkich tourach, mając zaledwie 20 lat. Nie wiem jednak, czy to zwycięstwo jest dobrą wiadomością dla Pogaczara. Poprzeczka została teraz ustawiona wysoko - mówi najwybitniejszy kolarz w historii Belg Eddy Merckx. - Wszystko zależy od jego osobowości. Czy poradzi sobie z presją? Sam pamiętam, kiedy w wieku 22 lat zostałem mistrzem świata, stres zabrał mi wiele energii - wspomina słynny amerykański kolarz, zwycięzca Tour de France w 1989 roku, Greg LeMond. Eksperci przywołują przykład Egana Bernala. Kolumbijczyk wygrał ubiegłoroczny Tour de France mając 22 lata. W tym roku miał bronić żółtej koszulki. Poniósł ogromne straty w Pirenejach i wycofał się z wyścigu. Nie poradził sobie z presją, jaka na nim ciążyła. Pogaczar będzie przez co najmniej rok przeżywał podobne obciążenia psychiczne. Może zabraknąć mu tej swobody i luzu, nikt nie pozwoli mu już tak łatwo odjechać od peletonu. Nowy rozdział kariery kolarskiej przed nim. Równie pasjonujący. Olgierd Kwiatkowski