30-letni Gołaś ma sobą starty w najpoważniejszych wyścigach, ale w Tour de France jedzie po raz pierwszy. Przyznaje, że "Wielka Pętla" przeszła jego wyobrażenia. "Wiedziałem, że to impreza kolarska najwyższej rangi, ale też brałem już udział w Giro d'Italia i Vuelta a Espana, więc poniekąd wiedziałem, co mnie czeka, jeśli chodzi o oprawę i atmosferę. Z drugiej strony poziom sportowy jest tu jeszcze o kilka procent wyższy niż we Włoszech. Przyjeżdżają tu najlepsi kolarze świata i wszyscy są maksymalnie przygotowani. W dodatku dochodzi niewyobrażalny stres, atakujący szczególnie na pierwszych etapach. Od kilkunastu lat śledzę TdF, ale w telewizji wszystko wydaje się łatwiejsze. Dopiero na miejscu widać, że parcie na sukces, chęć zwycięstwa są tu o wiele większe niż na innych wyścigach. Stąd tyle kraks i tylu kolarzy już poza wyścigiem" - ocenił. Gołaś, jeden z pięciu Polaków w 101. edycji Tour de France, jedzie w ekipie, która liczy się w wyścigu, ma w dorobku zwycięstwa etapowe (Matteo Trentin i Tony Martin), wyróżnienia dla najbardziej walecznego kolarza (dwukrotnie Martin), a Michał Kwiatkowski był w pewnym momencie wirtualnym liderem. Kolarze Omegi ciągle atakują, są widoczni. "Jazda w barwach tej grupy to nie tylko sama obecność w Tourze, ale ciągła aktywność. Na każdym etapie mamy cel i do każdego przystępujemy z myślą o zwycięstwie. Nie podchodzimy do ścigania z pozycji przegranego. Wszyscy jesteśmy przekonani, że można walczyć. To też świadczy o naszej sile" - zauważył. Zadaniem Gołasia jest wspieranie liderów zespołu. Kolarz z Torunia nie zapomina jednak, że nawet w takiej sytuacji samemu też można wygrać czy choćby pokazać się w wyścigu. "Rola outsidera w ekipie wcale mi nie przeszkadza. Sama obecność w takim otoczeniu to dla mnie sukces. U nas nie ma słabych zawodników, więc znalezienie się w dziewiątce, powołanej na Tour, to jest coś. W końcu lepiej grać w Lidze Mistrzów niż nawet strzelać bramki w ekstraklasie. Jak zawsze, miałem tu pomagać na trasie Michałowi czy Markowi Cavendishowi i staram się z tego wywiązać. Ale nie jest powiedziane, że nie dostanę któregoś dnia swojej szansy" - podkreślił. Tegoroczny wyścig dla debiutanta Gołasia jest szczególny z jeszcze innego powodu - niedługo przed jego rozpoczęciem urodziła mu się druga córka. "Szczerze mówiąc, zbyt długo się nią nie nacieszyłem. Hania urodziła się 18 czerwca, kilka dni przed mistrzostwami Polski, w których startowałem. Potem od razu wyjechałem na TdF. Teraz tylko na zdjęciach mogę ją oglądać, cieszyć się jak rośnie, rozwija się. Tylko dlatego, że mam dzielną żonę i pomocnych rodziców, mogę sobie pozwolić na taką rozłąkę" - przyznał. Kolarzem zawodowym jest od 2007 roku. Zanim znalazł się w obecnej ekipie startował w barwach Unibet.com, Amica Chips-Knauf czy Vacansoleil. Do grona profesjonalistów trafił ...przez internet. Po prostu wysłał maila z ofertą do zachodniej grupy zawodowej. W odpowiedzi otrzymał zaproszenie na testy. "Nie do końca wierzyłem menedżerom, więc musiałem wziąć sprawy w swoje ręce. Napisałem maila do dyrektora Unibetu Jacquesa Hanegraaffa. Pomógł mi zbieg okoliczności. Byłem wtedy, pod koniec 2006 roku, młodzieżowym mistrzem Polski, a oni akurat potrzebowali młodych ludzi, kogoś z Polski. Tak trafiłem do holendersko-belgijskiej grupy, zarejestrowanej w Szwecji. Powoli, powoli piąłem się po drabince kariery. Trochę czasu minęło, sporo problemów musiałem pokonać, by dostać się na TdF. Cieszę się, bo to był życiowy cel" - zaznaczył. Gołaś, starszy z "dwóch Michałów" w ekipie Omega Pharma, jest dużym wsparciem dla młodszego - Kwiatkowskiego, który mówi o swoim koledze, wywodzącym się z tego samego klubu TKK Pacific Toruń, jako o mentorze, doradcy, dobrym duchu. Jakie szanse daje "Kwiatkowi" w decydującej części Tour de France? "Dobrym wynikiem będzie miejsce Michała w pierwszej dziesiątce i myślę, że taki rezultat absolutnie jest w zasięgu jego możliwości" - zapewnił Gołaś. Jego zdaniem, górskie trasy w Alpach i Pirenejach nie będą dla lidera Omegi trudniejsze niż końcówka etapu w Wogezach, na którym stracił wysoką pozycję w klasyfikacji generalnej. "Na mapie może wyglądają na cięższe, ale nie do końca tak jest. Michał podchodzi do rywalizacji z dnia na dzień. Dopóki będzie mógł, będzie się starał walczyć, a my będziemy mu pomagać" - podsumował. Marek Cegliński