Polska Agencja Prasowa: W sobotę na Korsyce startuje Tour de France z udziałem trzech polskich kolarzy: Macieja Bodnara, Michała Kwiatkowskiego i Przemysława Niemca. Na co, pana zdaniem, ich stać? Tomasz Brożyna: - Polacy mają całkiem spore szanse. Myślę, że szóste miejsce Przemka Niemca na Giro d'Italia może być zwiastunem dobrego wyniku we Francji, może nawet miejsca w pierwszej dziesiątce w całym wyścigu. Michała Kwiatkowskiego na pewno stać na wygranie etapu. A jak będzie klasyfikacji generalnej, trudno powiedzieć. Kwiatek jest młodym kolarzem i nie wiadomo, jak zniesie trzytygodniowy wyścig. Pana 21. miejsce w Tour de France w 2001 roku to do dziś trzeci najlepszy rezultat Polaka. Wyżej byli tylko Zenon Jaskuła - trzeci w 1993 roku i Dariusz Baranowski - dwunasty w 1998. Co pan zapamiętał ze swojej Wielkiej Pętli. - Jechałem w ekipie Banesto jako pomocnik Hiszpana Francisco Mancebo, który rok wcześniej wygrał klasyfikację młodzieżową w Tour de France. Bardzo dobry góral, dobrze jeździł na czas i w wyścigach etapowych. On był wyznaczony na lidera zespołu. W wyścigu zajął 13. miejsce, z czego ani Francisco, ani szefowie grupy nie byli zadowoleni. Pomagałem Mancebo na górskich etapach, ale nie ograniczałem się tylko do tego. Dwukrotnie brałem udział w ucieczkach. Niestety, nie udało się dojechać do mety. Który z etapów najczęściej pan wspomina? - Było ich kilka. Te, na których uciekałem, m.in. z Aleksandrem Winokurowem i Laurentem Jalabertem, oraz etap ze wspinaczką na Tourmalet. To słynna góra w Pirenejach, 17 kilometrów podjazdu, długie, proste odcinki, upał ponad 30 stopni. Na tym etapie kryzys miał Mancebo, na którego musiałem trochę poczekać i dociągnąć do czołowej grupy. Zostało wiele pięknych wspomnień. Wyścig ukończyłem na 21. miejscu, ze stratą około 50 minut do Lance'a Armstronga. Jest pan jednym z nielicznych kolarzy z tamtych lat z czystą kartą, jeśli chodzi o doping. Armstrong, Ullrich i wielu innych przyznało się do stosowania niedozwolonych środków. Czy pan zetknął się z takimi praktykami?- Nie, nigdy nie miałem żadnej styczności z dopingiem. Nie słyszałem, aby o tym rozmawiano w zespole Banesto. Oczywiście, w trakcie wyścigu wszyscy się zastanawiali, dlaczego ekipa US Postal, w której jechał Armstrong, jest tak mocna, tak dominuje. Po latach wiemy dlaczego. Gdyby odsiać tych wszystkich dopingowiczów, byłby pan wysoko w klasyfikacji generalnej. - Możemy tylko pogdybać. Tylko tyle mogę powiedzieć. Jaki jest Tour de France? Jakich wymaga przygotowań? - Jest w naszej dyscyplinie szczytem, największym wyzwaniem, wyścigiem, o którym marzy każdy kolarz. Aby się do niego przygotować, trzeba zrobić odpowiednią bazę kilometrów startowych i treningowych. To mniej więcej 15-18 tysięcy kilometrów. Kolarz szykujący się do Tour de France treningi zaczyna już w styczniu, a w sezon wchodzi w marcu, stopniowo zwiększając dawkę obciążeń poprzez starty w wyścigach wieloetapowych, żeby organizm należycie przygotować do długofalowego wysiłku. Jaki swój sukces ceni pan najwyżej? - Najbardziej spektakularne było zwycięstwo w Tour de Pologne w 1999 roku. Jestem dumny także z wygranej w Route du Sud w 2000 roku. To bardzo ważny i wysoko ceniony sprawdzian przed Tour de France. Widzę pana w nowej roli - dyrektora sportowego ekipy Wibatech Ziemia Brzeska w Wyścigu Solidarności. Zaczyna się nowy etap w pańskiej karierze? - Byłem w kontakcie z Wiesławem Ciasnotą, głównym sponsorem grupy, który zaproponował mi, abym ją pokierował ją. Propozycję przyjąłem. To jest mój drugi wyścig, a debiutowałem z drużyną w Małopolskim Wyścigu Górskim. Odnajduję się w tej roli, daje mi radość, satysfakcję. Kolarstwo to moja pasja. Słyszałem, że jest pan też przykładnym studentem na Wszechnicy Świętokrzyskiej. - Kończę drugi rok wychowania fizycznego z gimnastyką korekcyjną. Lubię się uczyć. Studiowanie także mi sprawia wielką radość. Pana syn startował w Sobótce w mistrzostwach Polski. - Złamał rękę na Wyścigu Pokoju juniorów i w Sobótce startował z usztywniającym opatrunkiem. Idzie w ślady ojca, ale nie jest on jedyny. W peletonie pojawiają się synowie Grzegorza Gronkiewicza, Jacka Mickiewicza czy Sławka Chrzanowskiego. Rozmawiał Artur Filipiuk