Rywalizacja sportowa potrafi wzbudzić w ludziach najgłębiej skrywane instynkty. Skoki adrenaliny niekiedy pomagają w wyzwalaniu zdawałoby się nieosiągalnych pokładów energii, lecz niekiedy prowadzą również do całkowitego zatracenia zdolności racjonalnego myślenia. Idealnym przykładem powyższej tezy było zdarzenie, które miało miejsce podczas tegorocznej edycji kultowego wyścigu kolarskiego Gira d'Italia. To 108. start tej rywalizacji, której korzenie sięgają początków XX. wieku. Na szóstym etapie rywalizacji, który w tym roku odbywał się 15 maja, uczestnicy mieli za zadanie pokonanie dystansu dzielącego miasto Potenza od Neapolu. O włos od tragedii na trasie Giro dItalia. Matteo Moschetti zajechał drogę rywalowi Zawodnik drużyny Q36.5 Pro Cycling Matteo Moschetti na końcowym etapie rywalizacji postanowił zastosować nieczystą, a jednocześnie niezwykle niebezpieczną zagrywkę względem jednego z przeciwników - Olava Kooija. Podczas gdy obydwaj znajdowali się przy bandach, odgradzających trasę wyścigu Włoch zdecydował się zajechać drogę rywalowi, zmuszając go tym samym do próby uniknięcia kolizji. Choć tragedia wisiała w powietrzu, ostatecznie obydwaj szczęśliwie dojechali do mety. Włoch zakończył dzisiejsze zmagania na 8. miejscu, jednak zbyt długo nie nacieszył się on swoją wysoką pozycją. Zachowanie Moschettiego nie przeszło bez echa. Nic dziwnego, bowiem ekspresowo obiegło ono Internet. Jak donosi portal Eurosport Polska, niebezpieczna sytuacja popchnęła organizatorów do stanowczej reakcji. "Niewiele brakowało, a Olav Kooij zakończyłby etap na bandach reklamowych. Za swoje zachowanie Matteo Moschetti został przesunięty z 8. na ostatnie, 176. miejsce" - piszą dziennikarze Eurosport Polska. Co ciekawe nie była to jedyna groźna sytuacja, która miała miejsce podczas szóstego etapu rywalizacji tegorocznej edycji Giro d'Italia. Tego samego dnia na trasę wyścigu wybiegł bowiem mężczyzna, którego zamiarem było przedstawienie manifestu. Jego wyczyn mógł doprowadzić do tragedii, bowiem wybrał on moment, w którym większa część peletonu znajdowała się w niedalekiej odległości od siebie. Na szczęście odbyło się bez poważnych konsekwencji. Na takowe mógł jednak narzekać zwycięzcą wyścigu sprzed trzech lat Australijczykiem Jaiem Hindleyem. Na niespełna 72. kilometry przed zakończeniem szóstego etapu rywalizacji doszło bowiem do poważnego wypadku z udziałem wspomnianego zawodnika, a także lidera obecnej edycji Madsa Pedersena. W jego konsekwencji wspomniany Hindley musiał wycofać się z rywalizacji. Zwycięzcą tego etap rywalizacji okazał się rodak Hidleya Kaden Groves. Warto jednak wspomnieć, iż organizatorzy zdecydowali się nie przyznawać punktów do klasyfikacji punktowej. To pokłosie wydarzeń, które miały miejsce podczas rywalizacji w ramach szóstego etapu Giro d'Italia.