- Po Giro trochę jeździłem, ale potem miałem przerwę. Teraz wznowiłem swoje starty. Mam kilka wyścigów przed sobą, może zresztą uda mi się jeszcze tutaj powalczyć o jakąś wygraną? - mówił tuż po finiszu Taco Van der Hoorn, który wywalczył prowadzenie w klasyfikacji najaktywniejszych i do 4. etapu wyruszy w niebieskiej koszulce. Trzeci odcinek z Sanoka do Rzeszowa liczył aż 226 kilometrów i był najdłuższym etapem tegorocznego Tour de Pologne. Kolarz grupy Intermarche Wanty-Gobert przyznał jednak, że jemu to nie przeszkadza. - Dla mnie takie etapy są w porządku. Wiem, że część kolarzy ich nienawidzi, ale ja lepiej czuję się na takich długich odcinkach niż na krótkich etapach. Chociaż mówił, że z reguły nie walczy o koszulki na wyścigach etapowych, to zapowiadał, że może akurat na Tour de Pologne zmieni swoją taktykę. - Wygląda na to, że mam pewną przewagę, tak że zobaczymy, jak to będzie. Jutro planuję odpocząć, bo dwa ostatnie dni były bardzo ciężkie. A potem zobaczymy - powiedział Van der Hoorn. Już na mecie miał sporo pretensji do swoich współtowarzyszy ucieczki. - W końcówce byliśmy bardzo blisko. Gdybyśmy dobrze współpracowali, wszyscy, dalibyśmy radę. Niestety tego nie robiliśmy. Razem, w dziesiątkę, moglibyśmy dojechać do mety przed peletonem. W trójkę było trudno, choć niewiele brakowało.