Czwartkowy etap "Wielkiej Pętli" liczył 179 kilometrów i poprowadzony był w mocno pagórkowatym terenie. Po starcie w Pau kolarze ruszyli na północ, by po blisko 60 km rywalizacji skręcić na południowy wschód, w kierunku finiszu ulokowanego w Barcelonnette. "Na papierze" wydawał się być wręcz skrojonym pod akcje zaczepne, a polscy kibice mogli liczyć, że jednym z tych, którzy podejmą rękawicę będzie nasz jedynak w wyścigu, Michał Kwiatkowski. I faktycznie, niedługo po starcie uformowała się bardzo liczna i mocna ucieczka. Łącznie liczyła aż 37 nazwisk, a wśród nich nie zabrakło "Kwiato". Wraz z kompanem z ekipy Ineos Grenadiers, Geraintem Thomasem starali się jechać maksymalnie oszczędnie i wyczekiwać dogodnych szans na ataki. Jako pierwszy kąsał "G", który próbował wykorzystać swój największy atut - siłę na podjazdach. On jednak nie był w stanie się oderwać. Kwiatkowski za to kontrolował sytuację, czekał, aż w końcu przyspieszył. W idealnym momencie. Brawurowa szarża Kwiatkowskiego Na ostatnich metrach podjazdu na czwartą premię górską dnia, Cote de Demoiselles Coiffees, ulokowanej 40 km od mety Polak "urwał" się konkurentom, wypracowując około 10 sekund przewagi. Na zjazdach udało się dołączyć do niego byłemu rekordziście świata w jeździe godzinnej, Victorowi Campenaertsowi (Lotto Dstny) oraz młodemu Matteo Vercherowi (Total Energies). Za ich plecami pogoń porwała się i nie układała zbyt dobrze. Kolejne, kilkuosobowe grupy nie współpracowały zgodnie, co działało na korzyść Kwiatkowskiego i jego towarzyszy. Kiedy 20 km przed finiszem przewaga trójki wynosiła 45 sekund jasnym było, że to właśnie ona rozstrzygnie między sobą losy etapowego zwycięstwa. Tadej Pogacar zmiażdżył rekord "Pirata". "Najlepszy występ w historii" 10 kilometrów od mety przewaga utrzymywała się na tym samym poziomie. Ostatecznie o losach etapu zdecydował sprint. W tym najlepszy okazał się jadący oszczędnie na ostatnich kilometrach Campenaerts. Naszego rodaka wyprzedził jeszcze Vercher.