Sprinterskie potyczki w peletonie to zawsze gigantyczny zastrzyk adrenaliny, zarówno dla zawodników, jak i kibiców. Kilkudziesięciu, a nierzadko - ponad setka kolarzy walczy o pozycję na czele stawki przy prędkościach przekraczających 70 kilometrów na godzinę. Nawet najmniejszy błąd potrafi być bardzo kosztowny. By błyszczeć, potrzeba nie tylko czystej szybkości, ale też odpowiedniej techniki, sprytu, a nierzadko - szczęścia. Ostatnim Polakiem, który potrafił w tego typu finiszach stawać w szranki z najlepszymi był Zbigniew Spruch. Wicemistrz świata z Plouay (2000) miał na koncie etapowe podia Giro d'Italia i Vuelta a Espana, stawał też na podium Mediolan - San Remo, choć to akurat wyścig, który swoją charakterystyką odpowiada... niemal każdemu typowi kolarza. Karierę zakończył on jednak w 2003 roku. Nietrudno zatem policzyć, że na sprintera czekamy ponad dwie dekady. Promykiem nadziei jest jednak postawa Stanisława Aniołkowskiego. 27-latek, który w tym roku dołączył do ekipy najwyższej dywizji - Cofidisu z roku na rok czyni postępy, a trwająca edycja Corsa Rosa może być dla niego prawdziwym przełomem. Trzykrotnie meldował się już w czołowej "10" etapów, ale prawdziwy popis dał w piątek. Na odcinku z Riccone do Cento zajął drugie miejsce, ustępując tylko dominatorowi, Jonathanowi Milanowi. Sam przeciwko "pociągom" "Końcówka była mocno chaotyczna, jak na większości etapów tego Giro. Jest wiele sprinterskich ekip, które walczą o pozycje" - mówił "na gorąco" Polak, który tak naprawdę walczy nie z pojedynczymi rywalami, a całymi "pociągami" drużyn, przygotowujących swoich liderów do sprintu. On tak mocnego wsparcia w końcówkach nie ma i musi zdawać się przede wszystkim na instynkt. Instynkt, który w piątek również mu pomógł. "W ostatnim zakręcie minąłem kilku kolarzy i zyskałem całkiem dobrą pozycję. Wcześniej zacząłem też sprint, a przede mną pojawił się Milan, więc wiedziałem, że to dobre koło, którego trzeba pilnować" - analizował Aniołkowski, który zmniejszał na ostatnich metrach dystans dzielący go od Włocha, ale ostatecznie przegrał z nim dość wyraźnie. "Cieszę się z tego, że zajmuję drugą pozycję w sprincie z najlepszymi specjalistami na świecie. To motywujące, podbudowujące i potwierdzające, że warto ciężko pracować. Mam nadzieję, że jeszcze wiele przede mną" - cieszył się. Przed zawodnikami jeszcze dwa etapy, które mogą zakończyć się sprinterską potyczką. "Liczę, że tam będę się w stanie dobrze ustawić i zafiniszować po zwycięstwo. Będę w to wierzył i walczył, by ten wynik osiągnąć" - zapowiedział 27-latek. W sobotę zawodników czeka jazda indywidualna na czas. Dzień później pierwsze skrzypce grać będą z kolei górale. Peleton Giro przejedzie bowiem najtrudniejszy etap, z metą w znanym ośrodku narciarskim, Livigno. Liderem zmagań jest Tadej Pogacar (UAE Team Emirates), którego kluczowym pomocnikiem jest Rafał Majka.