Majka w 2017 roku wywalczył w Tour de Pologne drugie miejsca, a w tym odpuścił start w tym wyścigu, koncentrując się przede wszystkim na Tour de France i Vuelcie. "Sportowo rok 2018 już zamknąłem, ostatnim startem był wyścig Il Lombardia, w którym poszło mi nieźle, bo zająłem siódme miejsce, a teraz odpoczywam w Krakowie z rodziną. Zajmuję się córką, z których chcę spędzić jak najwięcej czasu. Przerwa w treningach potrwa jeszcze dwa tygodnie. Planuję, że w przyszłym roku pojawię się na Tour de Pologne, ale wiadomo, że może się to jeszcze zmienić" - powiedział Majka, zwracając uwagę, że spory wpływ na jego słabsze wyniki miały kraksy, w jakich uczestniczył. "Zaczęło się w wyścigu Tirreno Adriatico, potem w Kalifornii, w Słowenii i na Tour de France. Generalnie brakowało mi zwycięstw. Były drugie, trzecie miejsca, ale ja po prostu lubię wygrywać. Cóż, taki jest sport, ja też mogę mieć jeden sezon słabszy. Czasami brakowało mi nie tylko siły, ale też szczęścia. Może za dużo chciałem i dlatego nie wyszło?" - zastanawiał się Majka, który w Tour de France zajął w klasyfikacji generalnej 19. miejsce, a w Vuelcie był 13. Polski kolarz liczył na pewno na lepszy wynik w Tour de France, gdzie był liderem swojej grupy Bora-Hansgrohe, jednak kryzys podczas alpejskich etapów sprawił, że szanse na dobre miejsce przepadły. "Byłem w dobrej formie, w pierwszym tygodniu wręcz szalałem, ale przytrafiły się dwa bardzo ciężkie upadki. Najpierw miałem na bruku stłuczony bark, a potem nogę. Rano wstawałem cały opuchnięty i ciężko było się zregenerować. Dla mnie ten drugi tydzień Touru był bardzo męczący nie tylko fizycznie, ale też psychicznie. Przeżywałem, że nie mogę dotrzymać kroku najlepszym w górach, gdzie naprawdę potrafię jeździć. W trzecim tygodniu już było zdecydowanie lepiej i choć nie wygrałem etapu, to brałem udział w odjazdach i byłem w stanie jechać pod górę bardzo szybko" - podkreślił. Kibice kolarstwa liczyli też na dobry wynik Majki na mistrzostwach świata w Innsbrucku. Trasa tego wyścigu wydawała się idealnie skrojona pod możliwości Polaka, tymczasem minął on metę na 35. miejscu. "Myślę, że gdyby mistrzostwa były tydzień później, to wynik byłby lepszy, bo w następnym starcie w Lombardii byłem w stanie rywalizować do końca z najlepszymi. Na trasie w Innsbrucku brakowało mi jeszcze świeżości po Vuelcie. Przyznam szczerze, że męczyłem się podczas tego wyścigu" - nie krył kolarz grupy Bora-Hansgrohe, z którą podpisał ma jeszcze ważny kontrakt przed dwa lata. Majka twierdzi, że wyciągnął wnioski z minionego sezonu i dokonał korekty planu startów na przyszły rok. "Szczegółów nie mogę jeszcze zdradzić, ale jest on inny. Wrócimy do starego kalendarza i będziemy realizować to, co się wcześniej sprawdzało, bez żadnego kombinowania. Mogę też powiedzieć, że w styczniu wystartuję tylko w jednym klasyku, podobnie będzie w lutym. Wejdę w sezon bardzo powoli. Żadnych Australii czy Argentyny. Będzie też więcej odpoczynku między startami" - zapowiedział. Majka, mimo że nie zrealizował planów sportowych na rok 2018, nie zamierza się załamywać i z optymizmem patrzy w przyszłość. "Jestem silny mentalnie. Bardzo pomaga mi rodzina, od kiedy mam córkę inaczej podchodzę do tego wszystkiego, z większym spokojem. Nie jestem stary, mam 29 lat, wciąż sporo przede mną. Przecież Alejandro Valverde zdobył teraz tytuł mistrza świata w wieku 38 lat, więc ja też dam jeszcze wszystkim dużo radości" - obiecał wychowanek Krakusa Swoszowice.