Rafał Majka zakończy karierę? Te słowa dają do myślenia. "Kocham kolarstwo, ale zobaczymy"
Rafał Majka (UAE Emirates) po raz drugi w karierze został mistrzem Polski w kolarstwie szosowym. 35-latek triumfował na trasie w okolicach Dobczyc, która wiodła też przez jego rodzinne Zegartowice. To właśnie tam przypuścił atak, po którym znalazł się na czele wyścigu. Decydująca akcja miała miejsce na selektywnym podjeździe w Kobielniku. "Zgred" wykonał zatem zadanie i wygrał na trasach, na których na co dzień trenuje. Po zawodach, po których musiał udać się na prześwietlenie po upadku, opowiedział o swojej przyszłości.

Trasa wyścigu mistrzostw Polski Elity w okolicach Dobczyc była bardzo trudna. Zawodnicy przejechali blisko 200 kilometrów, a przewyższenie przekraczało 3000 metrów.
Wielkim faworytem był Rafał Majka (UEA Emirates), pod którego trasa była "skrojona". "Zgred" pokazał moc na drugim 65-kilometrowym okrążeniu. Tam mocno zaatakował, a po chwili leżał na asfalcie. Na szczęście szybko się pozbierał i z jeszcze większą energią rzucił się do odrabiania strat. Decydujący cios zadał w Kobielniku. Żaden z zawodników nie był w stanie dotrzymać mu koła i 35-latek samotnie minął linię mety na Górze Jałowcowej koło Hotelu Dobczyce.
Rafał Majka: nie było bata na mnie
Tomasz Kalemba, Interia Sport: Dziewięć lat czekałeś na koszulkę mistrza Polski.
Rafał Majka: - Wszystko było podporządkowane pod te mistrzostwa Polski. Po Giro d'Italia siedziałem pięć dni na zgrupowaniu wysokościowym w Livigno. Po powrocie nawet nie spałem w domu, tylko w Dobczycach. Razem ze mną we Włoszech codziennie trenował Piotrek Tomana. Przepraszam, że tak powiem, ale nie było bata na mnie. Trochę plany pokrzyżowała kraksa w wyścigu.
Co się stało?
- To było po tym, jak rozpocząłem ataki i goniłem czołówkę wyścigu. Za szybko wszedłem w zakręt i poleciałem. Mam trochę szlifów. Mam zdartą pupę i nogę. Za bardzo chciałem. Za dużo w tym wszystkim było adrenaliny, bo widziałem, jak na trasie ludzie mi kibicuję. Ważne, że na komputerze zgadzały się liczby. Muszę teraz ochłonąć po tej kraksie. Czuję ból w nadgarstku i muszę zrobić prześwietlenie, bo uderzyłem nim o asfalt. Wstałem wprawdzie szybko, bo taka była adrenalina, ale tera, kiedy emocje opadają, to czuję go.
Zobaczycie. Na razie nic nie mówię. Nie wiadomo, co będzie. Nic nie ogłaszam. Na pewno jest trudno, bo muszę przemyśleć wiele rzeczy. Jak na swój wiek, czuję się naprawdę bardzo dobrze. W Giro d'Italia jechałem w czucie. Kocham kolarstwo, ale zobaczymy
To jedno z wielu zwycięstw w twojej karierze, ale tym razem łezka zakręciła się w oku?
- W tym wieku kręcić takie numery, to jest naprawdę coś. Zaraz skończę przecież 36 lat, a w tym roku i w ubiegłym jechałem niesamowicie na Giro d'Italia. Nie jest łatwo, bo to są wielkie wyrzeczenia. Tak naprawdę w domu wszystko jest podporządkowane pode mnie. Żona robi wszystko, bym był jak najlepszy, a dużo już mi nie zostało. Tym bardziej zdobycie koszulki mistrza Polski... To coś pięknego.
Trener Zbigniew Klęk znalazł dla ciebie pomocników na ten wyścig.
- Tak. Bardzo pomagał mi Piotrek Tomana i Kacper Krawiec. Ten ostatni jest bardzo utalentowany, a Piotrek to już wiekowy zawodnik. Powiedziałem do chłopaków przed wyścigiem: Proszę was, zróbcie tylko jedną rundę bardzo mocno, a ja już zrobię resztę. Pod Zegartowicami, jak kibice stali, to tylko podkręcałem tempo. Trudno było komukolwiek przetrzymać to, co robiłem. Jednym zawodnikiem, który dotrzymałby mi tempa, jest w kraju Michał Kwiatkowski.
Kiedy wjeżdżaliście do Zegartowic na drugą z trzech pętli, jechałeś na czele peletonu. Traciliście blisko dwie minuty do czołówki. Były nerwy?
- Nie. Nie, żebym był złośliwy, ale wiedziałem, kto tam jedzie, a do tego wiedziałem, że mam pod nogą. Pod Zegartowice nacisnąłem mocno, a potem była poprawka w Górze Jana. To są bardzo dobre podjazdy. Trenuję tam i wiem, z jaką mocą to robię. Wiedziałem zatem, ile mogę jechać. Na ostatniej rundzie trochę się jednak zestresowałem, bo chłopaki z ekipy Mazowsze Serce Polski byli naprawdę mocni. Byłem zaskoczony, bo ostatnią selekcję zrobiłem dopiero w Kobielniku. I to jeszcze nie było łatwe.
"Nic nie ogłaszam. Muszę przemyśleć wiele rzeczy"
Za tobą wiele lat kariery. Pięknej zresztą. Co dalej? Pytam nie bez przyczyny, bo jakiś czas temu osoba związana z organizacją mistrzostw Polski w Dobczycach powiedziała mi, że fajnie jest zrobić dla ciebie taką imprezę na zakończenie kariery.
- Zobaczycie. Na razie nic nie mówię. Nie wiadomo, co będzie. Nic nie ogłaszam. Na pewno jest trudno, bo muszę przemyśleć wiele rzeczy. Jak na swój wiek, czuję się naprawdę bardzo dobrze. W Giro d'Italia jechałem w czucie. Kocham kolarstwo, ale zobaczymy.
Jesteś w stanie poświęcić się jeszcze przez kilka lat?
- Czuję się naprawdę bardzo dobrze. Mam pod nogą. Potrzebuję tylko treningu i regeneracji.
Jakie masz kolejne plany?
- Najbliższy start to Tour of Austria, a potem Tour de Pologne i wyścig Dookoła Niemiec. Być może pojadę we Vuelta a Espana. Chciałbym.
Nie ma cię w składzie UEA Emirates na Tour de France. Dlaczego?
- Byłem pierwszym rezerwowym na ten wyścig. O tym, kto gdzie jedzie, decydują dyrektorzy sportowi. Ja startuję tam, gdzie mi każą. Za to mi płacą. Na Tour de France UAE Emirates wysyła kolarski Real Madryt.
W Dobczycach - rozmawiał Tomasz Kalemba, Interia Sport
Zobacz również:
- Polak zapowiadał się na wielki talent, ale zna swoje miejsce w szeregu. W kraju nie ma sobie równych
- Spełnił się czarny scenariusz. Marta Lach nie powalczy o medal mistrzostw Polski
- Odzyskała koszulkę mistrzyni Polski i zapowiada walkę w mistrzostwach świata
- Polska terminatorka. Dla tej dziewczyny nie ma granic. "Wierzyłam, że dam radę"


