"Mocno się wtedy odwodniłem. To był szybki etap. Nie było czasu na spokojne jedzenie, tylko żele w siebie ładowałem. Jak jest etap normalny, to można bułkę zjeść, wszystko się na spokojnie robi. W pewnym momencie musiałem się po prostu zatrzymać i iść za potrzebą, a potem jeszcze raz" - powiedział Niemiec. Polak ostatecznie do mety dotarł ponad 23 minuty po zwycięzcy. "Nie zjadłem ich nie wiadomo ile, ale taki żel to mnóstwo cukru, do tego dochodzi obciążenie organizmu i stąd problemy. Kolejne dwa etapy też nie były łatwe, bo dużo pracowałem na rzecz kolegów i od piątku miałem już duże problemy" - dodał. W sobotę kolarze mieli do przejechania aż 210 km z Alpago do Corvary. W dodatku trasa najeżona była stromymi podjazdami. Najlepszym pokonanie etapu zajęło ponad sześć godzin, a jego trudów nie wytrzymało jeszcze sześciu zawodników. Wśród nich był Kanadyjczyk Ryder Hesjedal (Trek), zwycięzca Giro z 2012 roku. "Może gdybym miał dzień przerwy, doszedłbym do siebie, ale problem polega na tym, że wolne było w poniedziałek. To jest sport i wszystko może się zdarzyć. Nie wyszło na tym wyścigu, więc będę próbował na innym. Świat się nie skończył" - podsumował Niemiec. 36-letni Polak w najsłynniejszym włoskim wyścigu startował już po raz szósty. Najlepiej spisał się trzy lata temu, kiedy zajął szóste miejsce. W tym sezonie planuje udział jeszcze m.in. w wyścigach Dookoła Szwajcarii, Tour de Pologne i Vuelta a Espana.