O Darii Pikulik w kraju nad Wisłą zrobiło się głośno jeszcze przed olimpijskim podium. Polka zaledwie parę dni wcześniej nie zamierzała gryźć się w język, prosto z mostu powiedziała co sądzi o działaczach krajowego związku kolarskiego. Nikt nie spodziewał się wtedy, że w stolicy Francji sportsmenka będzie miała powody do radości. A jednak. 27-latka w omnium zaliczyła jeden z najlepszych występów w karierze i Paryż opuściła z zasłużonym srebrnym medalem. Zaledwie kilkadziesiąt godzin później przesiadła się na rower szosowy. Nasza rodaczka uplasowała się w ścisłej czołówce etapu otwierającego Tour de France. Dzięki takim właśnie wynikom Polka cieszy się ogromnym szacunkiem w kolarskim świecie. Nic więc dziwnego, że zaufał jej Human Powered Health, czyli zespół należący do ścisłej czołówki w kobiecym peletonie. Daria Pikulik, dzięki umowie z amerykańskim teamem, wokół siebie ma nie tylko wybitnych specjalistów, ale też może liczyć na wyjątkowe traktowanie. Sportsmenka ceni jednak swoje umiejętności, o czym opowiedziała w rozmowie z Łukaszem Kadziewiczem na łamach Przeglądu Sportowego Onet, gdy pojawił się temat zarobków. Pewnie zaskoczy to wielu kibiców, ale 27-latka od jakiegoś czasu jest milionerką. "Mam pieniądze, które są dla mnie, jako dla dziewczyny z Polski, kosmiczne. Nigdy sobie nie wyobrażałam, że będę zarabiała takie pieniądze" - oznajmiła wprost w podcaście w "Cieniu Sportu". "Dwa miliony złotych. Dużo. W kolarstwie najwięcej zarabia teraz jedna zawodniczka. Milion euro za rok. To Longo [Elisa Longo Borghini]. Demi Vollering i Lotte Kopecky mają tak 750 tys. euro. To są już duże kwoty. Ale ja się sama sobie dziwię, bo jestem w TOP 12 najlepiej zarabiających" - dodała. Imponujące zarobki Darii Pikulik. Siedmiocyfrowa kwota "Masz połowę kontraktu Kopecky?" - dopytał od razu Łukasz Kadziewicz. "Plus-minus tak. Może trochę mniej" - odpowiedziała Daria Pikulik. Co to oznacza w praktyce? Zarobki rzędu 1,3 miliona złotych. Patrząc na odnoszone sukcesy przez 27-latka, wysokość wypłaty jest całkowicie zasłużona. Niestety nie obyło się też gorzkich słów skierowanych w kierunku rodzimych działaczy. "Odejście z Polski było bardzo ciężkie i to przekonuje mnie, że my tu bardziej utrudniamy sportowcom życie, a nie ułatwiamy" - przekazała krótko kolarka. "Byłam zmęczona polskim kolarstwem, polską kadrą, tym brakiem profesjonalizmu. Dopiero tam zrozumiałam, jak to powinno wyglądać. Przyjeżdżam do hotelu, zabierają mi torbę. W pokoju czeka woda, poduszka. Mam sprzęt, o jaki poproszę. Rower, ciuchy, kask - wszystko" - rozwinęła temat.