Paryż-Roubaix często określany jest mianem "Piekła Północy". Wszystko z uwagi na fakt, że trasa poprowadzona jest częściowo po brukach, które zwłaszcza w trudnych warunkach atmosferycznych stają się bardzo poważną przeszkodą. Nawet przy suchej nawierzchni codziennością są jednak defekty sprzętu, kraksy i kontuzje. Zwycięstwo w tej imprezie wiąże się z wielkim prestiżem - jej męska odsłona zaliczana jest do grona monumentów, czyli najbardziej prestiżowych, jednodniowych imprez kalendarza. Marta Lach szósta w "Piekle Północy" Kobiety na brukach północy rywalizowały dopiero trzeci raz. Tę edycję polscy kibice z pewnością zapamiętają jednak na długo. Wszystko z uwagi na kapitalną postawę Marty Lach. Zawodniczka Ceratizit-WNT, która w tym roku z bardzo dobrej strony pokazała się już podczas Nokere Koerse (zakończyła zmagania na 9. pozycji), czy UAE Tour (była czwarta na jednym z etapów) zdecydowała się ruszyć do ucieczki dnia. I jak się okazało - był to strzał w dziesiątkę. Jej grupa miała maksymalnie ponad pięć minut przewagi. Z czasem zapas ten topniał, jednak "piekło" dawało o sobie znać - kraksy spowalniały pogoń i sprawiały, że szanse uciekinierek rosły. Na ostatnie kilometry wjeżdżały one mając jednak tylko kilkanaście sekund zapasu. Najeżona gwiazdami pogoń (była w niej m.in. Lotte Kopecky czy Elisa Longo Borghini) miała już grupkę Polki w zasięgu wzroku, ale... nie potrafiła tego wykorzystać. Lach na ostatnich kilometrach pracowała z wielką mocą i to ona wjechała na welodrom w Roubaix jako pierwsza. Sił na sprint już jednak nie starczyło - ostatecznie zajęła szóste miejsce, które jednak pozostaje kapitalnym wynikiem. Zwyciężyła Alison Jackson (EF Education).