Francuskie Tignes, wczesne lato. Fantastyczne widoki, świecące słońce... Idealne warunki do spokojnego, kolarskiego treningu. To właśnie tam kolejny dzień spędza jeden z kandydatów do podium Tour de France - Ben O’Connor. Sielankę przerywa trener, podjeżdżający samochodem i proszący o przerwę. - Gino Mader nie żyje. Załamany Australijczyk z trudem utrzymuje się na nogach. - To był taki fajny gość... - mówi po chwili. Drugi sezon (choć ma to kosmetyczne znaczenie, bo słowo "sezon" odnosi się raczej do odsłony wyścigu, niż jakiejkolwiek narracji) "W sercu peletonu" od Netflixa już na starcie brutalnie sprowadza na ziemię. Tragedia szwajcarskiego zawodnika, który stracił życie na kilka tygodni przed startem "Wielkiej Pętli", płaczący koledzy z peletonu i Julian Alaphilippe, dwukrotny mistrz świata ze łzami w oczach przyznający, że "to mógł być każdy z nich". Poraża. "Ile zarabiasz? - Za dużo dla Patricka" Pokazuje, że kolarstwo to nie zabawa. Sport ekstremalny, brutalny i niebezpieczny. Jednocześnie, jest wielowymiarowy i choć zaczyna od drastycznego akcentu, szybko zmienia się w wielowątkową i naprawdę zgrabnie opowiedzianą (jak na złożoność kolarskich realiów) opowieść. Mamy więc wspomnianego Alaphilippe’a, popularnego "Loulou", naigrywającego się z faktu, że menedżer wypomina mu wysoką pensję. Pokazany jak duet szkolnych łobuzów duet Mathieu van der Poel - Jasper Philipsen, bezwzględnie "wyjaśniający" konkurencję w sprinterskich finiszach. Mamy Wouta van Aerta, który walkę o etapowe wygrane toczy, oczekując zbliżających się narodzin dziecka. I wreszcie - mamy ukazany z obu stron pojedynek Tadeja Pogacara z Jonasem Vingegaardem. Coś, czego w pierwszym sezonie (z uwagi na fakt, że ekipa Słoweńca nie dopuściła do siebie kamer) nie oglądaliśmy, czy może - bardziej precyzyjnie - oglądaliśmy tylko z perspektywy zwycięzcy. To dokument, który skutecznie podtrzymująca napięcie. Nawet ja, który przecież śledziłem ubiegłoroczną edycję Touru kilka razy złapałem się na tym, że z ekscytacją mówiłem sam do siebie: "to naprawdę tak było"? Do tego, poza aspektem sportowym widać doskonale, że walka o żółtą koszulkę to też psychologiczna gra, w której na swoją korzyść wykorzystać można nawet... media. "Wyłączcie kamery" Ale walka faworytów to wciąż nie największy ze smaczków. Pasjonująca była wizyta za kulisami brytyjskiej ekipy Ineos Grenadiers, której lider, Tom Pidcock musiał mierzyć się z presją oczekiwań, ale i naciskami ze strony młodszego kolegi, Carlosa Rodrigueza. Kiedy po nocnej naradzie sztabu drużyny przekazano Brytyjczykowi, że ten musi się poświęcić na rzecz kompana, zaiskrzyło. Doszło nawet do sytuacji, w której kamerę wyproszono, po czym... robi się jeszcze bardziej ciekawie. Ach, no i jest Thibaut Pinot. Bohater Francuzów, który pożegnał się z peletonem w stylu, jakiego ten sport jeszcze nie widział. To dokument z gatunku tych, które wymagają momentami większej uwagi. Dla tych, którzy ze światem kolarstwa nie są obyci, kłopotliwe mogą być skoki narracyjne. Historia podąża za O’Connorem, by po chwili (i kilku etapach "akcji") cofnąć się w czasie i pokazać zupełnie inną, osadzoną w tej samej, lecz nie do końca zbieżnej rzeczywistości. Przykład? Oglądamy walkę Jai’a Hindley’a o żółtą koszulkę, potem to, jak ją traci, by po paru odcinkach śledzić tę samą opowieść, lecz już w tle innych wydarzeń. Można się pogubić, choć z drugiej strony - nie potrafię sobie wyobrazić, jak można ukazać to na tyle zgrabnie, by nie było wątpliwości. Trudno było mi też spokojnie przejść obok tego, w jaki sposób ukazano wspomniany duet Philipsen - Van der Poel, bo nie do końca kupuję to, że taki sam jest w rzeczywistości. No i niektóre wątki sprawiają wrażenie rozpoczętych, ale nagle "urwanych" - poznajemy ich początek, po czym serial nagle zdaje się o nich "zapominać". Mimo to "W sercu peletonu" to ciekawa pozycja, niekoniecznie tylko dla fanów kolarstwa. Ci, którzy z tym sportem nie są za pan brat docenią heroizm i poświęcenia, do jakich skłonni są kolarze. Sympatycy raz jeszcze przeżyją porywającą historię, jaką był Tour de France 2023. I dowiedzą się o jego bohaterach zdecydowanie więcej, niż mogli z telewizyjnych transmisji. Bo czy przypuszczalibyście, że Pello Bilbao jest... surferem?