Czy stać pana w sprincie indywidualnym na powtórzenie wyniku z Pruszkowa? Mateusz Rudyk (reprezentant Polski w kolarstwie torowym): Mówiąc szczerze nie wiem, na co mnie stać. Sprint drużynowy pokazał, że Holendrzy, Brytyjczycy, Francuzi, Australijczycy są na niesamowicie wysokim poziomie. W ubiegłym roku i dwa lata temu jeździli wyraźnie wolniej. Celuję w medal, ale myślę, że będzie bardzo trudno wedrzeć się na podium. Osobiście jestem w szoku po tym, co wydarzyło się w środę w Berlinie. W drużynie Holendrzy dwukrotnie pobili rekord świata. Harrie Lavreysen i Jeffrey Hoogland wydają się poza zasięgiem rywali... - Są piekielnie mocni. Wszyscy to widzimy. Jakie są pana odczucia po występie w sprincie drużynowym, w którym zajęliście dopiero ósmą lokatę? - Przyjechaliśmy do Berlina po kwalifikację olimpijską dla drużyny sprinterskiej, a ja chciałem z całych sił pomóc chłopakom. Kwalifikację mamy, cel osiągnięty. Cieszymy się z tego, ale z drugiej strony pozostaje niedosyt, bo ósme miejsce i uzyskany czas nie są satysfakcjonujące. Chyba troszkę przekombinowaliśmy. Za dużo było zmian w składzie. Mimo wszystko wyszliśmy z tego startu obronną ręką. Po powrocie z Berlina trzeba będzie usiąść, porozmawiać i wziąć się ostro do pracy, bo widać, że reszta świata się rozpędziła i raczej do igrzysk nie zwolni. W wyścigu eliminacyjnym jechał pan na trzeciej pozycji, kończąc pracę drużyny, a w następnym starcie został pan przesunięty na drugie miejsce, a finiszował Rafał Sarnecki, który zastąpił jadącego na "dwójce" Krzysztofa Maksela. W jakiej roli lepiej się pan odnajduje? - Trzecia pozycja to dla mnie nowość. Debiutowałem dopiero w styczniu w zawodach Pucharu Świata w Milton. Trener Igor Krymski zauważył, że gdy jadę na "dwójce", to trzeci zawodnik ma problemy z utrzymaniem tempa. Pokazałem tutaj w pierwszym biegu, że jestem szybki. Mój czas był najlepszy na trzeciej zmianie w całej stawce. Jest to przesłanka do optymizmu przed sobotnim startem indywidualnym? - Ale trzeba pamiętać, że w drugiej rundzie wiele drużyn poprawiło swoje czasy, bo zaczynała się walka o finały i wszyscy startowali w swoich optymalnych składach, jadąc "na full". Zatem nie wyciągałbym daleko idących wniosków z mojego rezultatu, choć jakiś promyk nadziei jest. Rozmawiał w Berlinie - Artur Filipiuk