Polska Agencja Prasowa: Jaki jest pana bilans z Hooglandem? Mateusz Rudyk: - Niestety, jeszcze nigdy nie udało mi się z nim wygrać. Holendrzy są w niesamowitej dyspozycji, co pokazali w eliminacjach. Sam się zdziwiłem, że tak szybko można jeździć. Ja zrobiłem dwa kroki naprzód, oni trzy, a może cztery. W niedzielę czeka mnie ciężka walka, ale nie idę na nią jako przegrany. Jestem bardzo zmotywowany. W 1/8 finału Malezyjczyk Muhammad Sahrom napędził panu strachu. Tylko jeden wyścig i wygrana o tysięczną część sekundy. Spodziewał się pan takiego oporu? - Zawsze pierwsze biegi po eliminacjach są dla mnie najcięższe, bo trudno jest mi uruchomić organizm na sto procent. Głowa nie jest przygotowana na maksymalny wysiłek, trochę za dużo analizuję. Sahrom zaskoczył pana? - Może nie zaskoczył, tylko ja zrobiłem błąd. Za daleko pozwoliłem mu odjechać, zbyt wielka przerwa się zrobiła i musiałem mocno gonić, włożyć dużo sił, aby go doścignąć. Na szczęście pokonałem go, a potem z Holendrem Matthijsem Buchlim też wygrałem. W dwóch wyścigach z Buchlim nie dał mu pan szans, wygrywając pewnie i spokojnie. - Spokojnie to może wygląda z boku dla kibica, ale ja byłem cały czas w wielkim stresie. Wiedziałem, że on jest gotów, by ze mną wygrać. Pokazał to jego czas w eliminacjach, które najlepiej oddają siłę zawodników. Naprawdę niedużo ze mną przegrał, choć to był 11. czas. Na szczęście nie był tak mocny, by mnie pokonać. A przy okazji zrewanżowałem się mu za porażkę w Pucharze Świata w Mińsku. Nie byłem wtedy w najlepszej dyspozycji. Na trybunach było dzisiaj dużo polskich kibiców, w tym pańska rodzina... - Czułem ich wsparcie. Byli moi rodzice, 12-letni brat Kuba, kuzyni, wujek, ciocia. Zjechała się ekipa z klubu z Grudziądza. Nie było tylko drugiego brata, Bartosza, który przebywa obecnie ze swoją grupą kolarską Wibatech na zgrupowaniu w Hiszpanii. Wiem, że ogląda mistrzostwa. Wysłał mi zdjęcia, że kibicuje, że trzyma kciuki. Rozmawiał w Berlinie - Artur Filipiuk