Na torze w Berlinie nie widać jakichś nadzwyczajnych środków w związku z zagrożeniem koronawirusem, choć w jednym z hoteli objęto kwarantanną Duńczyka Michaela Morkova, który przyleciał na mistrzostwa z przerwanego w czwartek wyścigu w Zjednoczonych Emiratach Arabskich... Robert Pietruszyński: - To prawda. Nie ma żadnych zaleceń ze strony organizatorów, żadnych obostrzeń, ale musimy zdawać sobie sprawę z kilku aspektów, które towarzyszą dużym imprezom. Po pierwsze, na małej powierzchni na środku toru zgromadziło się kilkaset osób z różnych krajów. Większość chorób wirusowych charakteryzuje się bezobjawowym pierwszym okresem i już mamy doniesienia, że osoby bez objawów mogą być źródłem zakażenia. W związku z tym ryzyko zakażenia podczas tej imprezy jest o wiele większe niż np. w domu. Po drugie, sportowcy na najwyższym poziomie mają bardzo wysoką wydolność fizyczną, a tym samym są mniej odporni na zakażenie. Normalny człowiek przewentylowuje od sześciu do ośmiu litrów powietrza na minutę, a każdy z tych sportowców w czasie wysiłku fizycznego - ponad 200 litrów powietrza. Są tutaj doskonałe warunki do zarażenia. Berliński tor znajduje się częściowo pod ziemią... - Nie jest też zdrowa sztuczna wentylacja w hali. Tutaj wszyscy oddychamy swoistym aerozolem i nie mamy pewności czy antygeny chorobotwórcze nie znajdują się również w tym aerozolu. Co trzecia osoba chrząka, kicha. Obok nas jest boks techniczny reprezentacji Włoch, są Chińczycy i inni Azjaci. Każdy myślący logicznie człowiek zdaje sobie sprawę z zagrożenia i kalkuluje to ryzyko. Ale nie ma żadnego sygnału, by ktoś rozważał przerwanie mistrzostw.... - Na razie impreza się toczy. Wiadomo jednak, że prędzej czy później pojawi się pierwsza osoba, która była na tych mistrzostwach i będzie miała objawy chorobowe. Będzie to tzw. drugie czy trzecie pokolenie antygenu, które będzie się rozprzestrzeniać we wszystkich miejscach na świecie razem z tymi osobami. Oczywiście to, czy rozwinie się choroba i w jaki sposób będzie się manifestowała, zależy od odporności organizmu. Ale ryzyko zarażenia tutaj jest maksymalne z możliwych ze względu na zamkniętą halę, swoisty aerozol zamiast powietrza oraz wentylację sportowca aż trzydziestokrotnie większą przy wysiłku niż u zwykłego człowieka. Nie trzeba mieć specjalnej wiedzy immunologicznej, aby zdawać sobie sprawę z zagrożenia. Czy pana zdaniem mistrzostwa powinny zostać odwołane? - To nie są moje kompetencje. Nie ma takich zaleceń ze strony środowisk medycznych. To jest bardziej decyzja polityczna niż medyczna. Jak to należy rozumieć? - Mistrzostwa świata to duża impreza związana z kwalifikacjami olimpijskimi. Jeżeli nie ma bezwzględnego zakazu organizacji tej imprezy i oczywistego źródła zakażeń, to ekipy przyjadą i będą startować. Jakie są nastroje w polskiej ekipie? Słyszę, że zawodnicy rozmawiają między sobą na ten temat. - Mamy to szczęście, że nasi kolarze już pierwszego dnia zakwalifikowali się do igrzysk w Tokio zarówno w sprincie drużynowym mężczyzn, jak i kobiet. Czekamy na zakończenie imprezy, obserwujemy bacznie zawodników. Jestem w stałym kontakcie z Centralnym Ośrodkiem Sportu. Nie zalecamy przemieszczania się zawodników po świecie w celach treningowych. W tym przypadku jednak nie mamy wyjścia. Musimy jeździć na imprezy, które nie są odwołane, żeby nie odbierać szans zawodnikom na kwalifikacje olimpijskie. Rozmawiał w Berlinie - Artur Filipiuk af/ krys/