Okrągłe urodziny to okazja do spojrzenia wstecz. Który z sukcesów w pańskiej karierze czy ogólnie w życiu uważa pan za najważniejszy? Michał Kwiatkowski: Ślub z Agatą, który wziąłem w ubiegłym roku. To na pewno na pierwszym miejscu. A jeśli chodzi o karierę sportową - mistrzostwo świata z Ponferrady. Zwycięstwo w Mediolan-San Remo też było ważne, ale nie nosi się po nim przez cały rok tęczowej koszulki, a do końca kariery tęczowych emblematów na rękawkach.Jak pan spędził kwarantannę?- W okolicach Nicei. Kwarantanna nas wszystkim zaskoczyła. Chciałem polecieć do rodzinnego Torunia, ale podróż nie była wskazana w tamtym czasie i zostaliśmy z Agatą w bezpiecznym miejscu. Mogłem trenować w domu, a od 11 maja mogę już jeździć na zewnątrz. Kwarantannę przeżyłem bez chwili kryzysu, nie miałem problemów psychicznych czy fizycznych i spokojnie realizowałem program treningowy, choć ostatnie dni przed 11 maja były dość trudne, bo już nie mogłem się doczekać wyjścia z izolacji.Trenuje pan sam czy w towarzystwie?- Staram się jeździć indywidualnie, choć trudno nie spotkać znajomych. Każdy realizuje własny plan, a zresztą przepisy we Francji jeszcze nie pozwalają na jazdę w grupach. W Nicei mam stałą bazę w trakcie sezonu i jest tu wszystko, czego mi potrzeba. Mogę trenować nawet na wysokości 2000 metrów.Aż tak wysoko?- Najbliższa od Nicei przełęcz Turini, na którą wjeżdżam podczas treningów, leży na wysokości prawie 1700 metrów i będzie na trasie drugiego etapu tegorocznego Tour de France. Gdybym się zagiął, mógłbym wjechać jeszcze wyżej, ale nie ma takiej potrzeby. Trenuję teraz od 20 do 30 godzin tygodniowo. Staram się nie przesadzać, bo trzeba stopniowo wchodzić na wyższe obroty.Pierwszy start?- Zacznę już 1 sierpnia od Strade Bianche. Wygrałem już dwa razy ten wyścig, bardzo go lubię. Moim marzeniem jest zwyciężyć po raz trzeci i wyrównać rekord Fabiana Cancellary. W marcu zdarzał się deszcz, błoto, nawet śnieg. Teraz pewnie będziemy się ścigać po tych szutrowych drogach w kurzu.Cztery dni później ma się rozpocząć Tour de Pologne. Czy jest szansa, że pojawi się pan w Polsce?- W tej chwili nie wiem. Kluczowy dla mnie jest też zaplanowany na 8 sierpnia wyścig Mediolan-San Remo, więc nie mogę być jednocześnie w dwóch miejscach. Na razie nie wiadomo, czy termin włoskiego klasyka się utrzyma, bo organizatorzy chcą go przenieść na 22 sierpnia i naciskają w tej sprawie. Jeśli zostanie przeniesiony, to możliwe, że przyjadę do Polski.Jakie następne wyścigi ma pan w programie?- Tour de France, a potem wszystkie ważniejsze klasyki. To dla mnie idealne rozwiązanie, bo jestem w stanie utrzymać wysoką dyspozycję przez dłuższy czas po "Wielkiej Pętli", jak to było w 2017 i 2018 roku. Start w drugim wielkim tourze - Giro d'Italia czy Vuelta a Espana - raczej nie wchodzi w grę. Buduję jeden szczyt formy na ten sezon.