Tour de France zakończy się za kilka godzin etapem przyjaźni do Paryża. Klasyfikacje już się nie zmienią. Co pan odczuwa? Zmęczenie? Satysfakcję? Ulgę? A może niedosyt? Michał Kwiatkowski: Jestem bardzo zadowolony ze swojego 11. miejsca i z postawy całej naszej ekipy Omega Pharma-Quick Step. Wygraliśmy cztery etapy, a mamy jeszcze szansę na piąte zwycięstwo dziś wieczorem na Polach Elizejskich. Przed wyścigiem wziąłby pan w ciemno lokatę na początku drugiej dziesiątki i połowę Tour de France przejechaną w białej koszulce najlepszego młodzieżowca? - Wziąłbym. Po raz drugi w życiu jechałem trzytygodniowy wyścig, a na tak wysokim poziomie - po raz pierwszy. Rok temu w Giro d'Italia było inaczej. Najtrudniejszy moment podczas Tour de France? - Drugi etap w Pirenejach do Bagneres-de-Bigorre. Znalazłem się z tyłu, ale dzięki pomocy kolegów dołączyłem do niewielkiej grupki z liderem wyścigu. Niewiele brakowało, a zaprzepaściłbym na tym etapie szansę na wysoką lokatę. Chociaż, szczerze mówiąc, presji ze strony ekipy, żebym utrzymał miejsce w czołówce nie było. Przyjechałem na ten wyścig, aby się uczyć. A ten kryzysowy dla mnie etap zakończyłem na trzecim miejscu. A z czego jest pan najbardziej dumny? - Ogólnie z występu całej naszej ekipy. Podczas zjazdu na etapie jazdy indywidualnej na czas śmigał pan z prędkością 97,8 km/godz. To pana rekord? - Podałem tę informację jako ciekawostkę techniczną. To nie jest mój rekord. Zdarzało mi się przekraczać setkę, i to wiele razy. Nie ekscytuję się tym specjalnie. Schudł pan w czasie wyścigu? - Waga się nie zmieniła. Zmienił się zapewne skład tkanki tłuszczowej, ale dokładnie powiedzieć nie potrafię. Czy zobaczymy pana w najbliższy piątek we Włoszech na starcie Tour de Pologne? Przed rokiem był pan drugi w narodowym wyścigu, bardzo bliski zwycięstwa. - Niestety nie. Kolejny wyścig po Tour de France byłby dla mnie za dużym wysiłkiem. Teraz muszę odpocząć. Bardzo żałuję, szczególnie ze względu na kibiców, którym wypadałoby podziękować za wsparcie, które we Francji odczuwałem. Przyjadę tylko na etap do Bukowiny Tatrzańskiej, aby spotkać się z fanami. Ma pan w planach start we wrześniowych mistrzostwach świata we Florencji? - Tak. Zarówno w jeździe drużynowej na czas, jak i indywidualnej. Nasza grupa Omega Pharma broni tytułu drużynowego mistrza świata. Być może pojadę też w wyścigu ze startu wspólnego. Dziś wieczorem czeka pana ostatni etap i zapewne zadania związane z rozprowadzeniem na finiszu Marka Cavendisha. - To jest ostatni akord Tour de France. Mark już kilka razy wygrywał etapy w Paryżu. Postaramy się zrobić wszystko, by odniósł jeszcze jedno zwycięstwo.