"Prawdopodobnie jestem w lepszej sytuacji niż inni zawodnicy w rywalizacji z Saganem, ponieważ znam go jeszcze z czasów juniorskich. Połowa peletonu sądzi, że to kolarz z innej planety, ale ja uważam, że on jest do pokonania" - powiedział Kwiatkowski, cytowany na stronie internetowej ekipy Sky. Kolarz z Torunia został pierwszym Polakiem w historii, który wygrał tzw. monument, czyli jeden z pięciu najważniejszych klasyków w sezonie. Do tej kategorii są zaliczane także: Dookoła Flandrii, Paryż-Roubaix, Liege-Bastogne-Liege oraz Giro di Lombardia. Pod względem prestiżu zwycięstwo na Via Roma w San Remo jest więc drugim najważniejszym sukcesem w karierze Kwiatkowskiego, po tytule mistrza świata w 2014 roku w Ponferradzie. Najdłuższy w sezonie jednodniowy wyścig (291 km) rozstrzygnął się na ostatnich sześciu kilometrach. Na podjeździe Poggio z peletonu oderwał się Sagan, aktualny mistrz świata i Europy, za którym pojechali Kwiatkowski i Francuz Julian Alaphilippe. Około kilometra przed metą było już jasne, że walkę o zwycięstwo stoczy trójka uciekinierów. Przez długi czas prowadził Sagan, na drugim miejscu jechał Kwiatkowski. Na ostatniej prostej zawodnik grupy Sky zaatakował i na finiszu wyprzedził minimalnie rywali. "Wiedziałem, mając doświadczenie z ubiegłego roku, że wygrana po samotnej ucieczce jest niemożliwa, ale razem z Saganem - tak. Pozostawiłem mu małą przerwę, aby rozpoczął sprint dalej od mety. Jestem szczęśliwy, że tak to się skończyło" - skomentował. Końcówka wyścigu miała dość zaskakujący dla Kwiatkowskiego przebieg. "Nie spodziewałem się, że Sagan zaatakuje na Poggio. Wyglądało na to, że on czeka na sprint z większej grupy. Na podjeździe Cipressa peleton był jeszcze bardzo duży i oceniałem, że na 95 proc. dojdzie do finiszu z dużej grupy. Ale na Poggio Sagan zaatakował" - analizował. Żaden zawodnik brytyjskiej grupy Sky nie wygrał wcześniej tego wyścigu. Zwycięstwo Polaka wywołało ogromną euforię. "W naszym samochodzie wybuchło prawdziwe szaleństwo. Krzyczeliśmy, mechanik Diego Costa płakał, a lekarz Jimmy (Juan Mercadel) omal nie wyskoczył z auta. 'Kwiato' zachował spokój na finiszu. Nie mogę uwierzyć, że wygrał" - powiedział dyrektor sportowy Gabriel Rasch.