Jaka była pana reakcja po tym jak przegrał pan pierwszy wyścig o brązowy medal? Mateusz Rudyk, brązowy medalista MŚ w sprincie: Przegrałem minimalnie, ale od razu byłem nastawiony po tym biegu, że mogę wygrać. Potem sędziowie doszukali się jego błędu, bo był jego błąd. On jest winien tego, co zrobił. Naruszył reguły. To mnie zmotywowało, bo uśmiechnęło się do mnie szczęście i jeszcze bardziej dało mi kopa, żeby wywalczyć brązowy medal i się z niego teraz cieszyć. Ale taka decyzja - z racji tego, że mistrzostwa były rozgrywane w Polsce - mogła wzbudzić kontrowersje. - Nie jest tak, że u nas w Polsce są mistrzostwa świata, jedzie po medal Polak, to mu pomagają. Sędziowie są z zagranicy. Mają nagrania. Rywal przekroczył czerwoną linię, zszedł minimalnie poniżej linii, którą powinien jechać, przeszkadzając mi trochę. To był jego błąd techniczny. Co dla pana znaczy ten medal? - Spełnienie najskrytszych marzeń. Brązowy medal, pierwszy medal indywidualny na mistrzowskiej imprezie. Pozostaje się z tego cieszyć. Jak daleko jest od medalu mistrzostw świata do medalu olimpijskiego? - Nie wiem, nie byłem jeszcze na igrzyskach. Tam startują najlepsi na świecie, czyli tak jak tutaj. Ten medal otwiera mi drogę. Jestem zmotywowany do dalszej pracy. Może i tam zdobędę medal. Czuł pan, że może w Pruszkowie osiągnąć tak dobry wynik? - Już przed mistrzostwami wiedziałem, że jestem w dobrej dyspozycji, chciałem pokazać, że stać mnie na medal. Wczoraj dałem sygnał, będąc trzecim w kwalifikacjach. Dziś udowodniłem, że nie bez przyczyny, bo zająłem ostatecznie trzecie miejsce. Czy nie wpływały na pana negatywnie problemy w Polskim Związku Kolarskim? - Próbowałem się odciąć od problemów związku. Ministerstwo z ministrem Witoldem Bańką bardzo mi pomogli. Dziękuję ministerstwu, że mimo patowej sytuacji w związku mieliśmy szkolenie, może nie najlepsze na świecie, ale jednak było. Dziękuję za program Team 100, bo to też dzięki niemu jestem, tu gdzie jestem. Mam więcej możliwości do realizacji swoich celów. Co teraz, jakie ma pan plany? - Sezon zakończony. Mistrzostwa świata to był ostatni start sezonu. Nie można za długich wakacji robić, bo my cały czas gonimy świat. Tydzień dwa tygodnie wolnego, by psychicznie odpocząć od roweru i wracam do roboty. Igrzyska za półtora roku, to mało czasu, trzeba trenować. Jak na pana treningi i starty wpływa tak ciężka choroba jak cukrzyca? - Po każdym starcie powinienem od razu uzupełniać węglowodany czyli pić słodkie rzeczy z wysoką zawartością cukrów. Nie mogę tego od razu robić, bo muszę przyjść do boksu, zmierzyć poziom cukru, wstrzyknąć właściwą dawkę insuliny i dopiero po 10 minutach mogę napić się słodkiego, co mi pomaga w regeneracji mięśni. Robię to wszystko dobrze skoro zdobyłem medal. Nie martwi pana słaba popularność kolarstwa torowego w Polsce? Nie ma pan nawet notki w Wikipedii po polsku, choć w czterech innych językach, istnieje. - Od paru lat znowu zdobywamy medale w konkurencjach olimpijskich. Jak będą wyniki kibice sami przyjdą, zobaczą, że to jest fajne do oglądania i warto nam kibicować. MŚ były udane, bilety się sprzedały, trybuny były pełne. Brakuje olimpijskiego medalu, ale miejmy nadzieję, że on niedługo się pojawi. Notował Olgierd Kwiatkowski