Kolarze zostali dziś doprowadzeni do granic. A konkretnie to południowej granicy naszego kraju, bo peleton 78. Tour de Pologne w drodze do mety w Bukowinie Tatrzańskiej otarł się o Słowację. Zresztą już wcześniej w trakcie tego odcinka zawodnicy przejeżdżali obok Chorwacji. Właściwie obok kąpieliska o tej nazwie, imitującego kraj nad Adriatykiem. Po trzech liczących ponad 200 kilometrów etapach, tym razem organizatorzy zafundowali zawodnikom nieco krótszy, bo 160-kilometrowy odcinek. Po finiszu Taco Van der Hoorn, jeden z bohaterów etapu do Rzeszowa, mówił, że większość kolarzy woli właśnie takie odcinki, tak więc dziś powinni być zadowoleni. Na pewno bardzo usatysfakcjonowani byli Francuzi z Cofidisu, kiedy poznali skład bagietek, przygotowanych przez hotelową obsługę. Ich uśmiechy rosły z każdym kolejnym wymienianym składnikiem. Kolarze prognozowali, że tempo od początku będzie bardzo mocne. Dziś po raz pierwszy zabrakło w ucieczce dnia Polaka, choć akurat Łukasz Owsian, lider klasyfikacji górskiej, zdołał wygrać pierwszą lotną premię, zanim ta się uformowała i utrzymał biały trykot w niebieskie grochy. Czasem odrobina sprytu może być cenniejsza niż kilkugodzinna harówka na etapie. Szczególnie, jak ma się za sobą taką ucieczkę jak reprezentant Polski, który przecież z Sanoka do Rzeszowa był bardzo aktywny i niemal cały dzień jechał w podjeździe. Nieoczekiwaną aktywność mogliśmy obserwować również przy trasie, bowiem na tle uciekających kolarzy swoją ślubną sesję miała młoda para. Co prawda oboje pozostają anonimowi, ale ich pocałunek uwieczniony przez fotoreporterów jest już szeroko znany. Mimo tych wszystkich atrakcji najważniejszą rolę odegrał dziś jednak Joao Almeida. Portugalczyk, jadący w koszulce lidera, zaatakował dziś równie zuchwale jak bohaterowie "Domu z Papieru" i podobnie jak oni zgarnął całą pulę. Nie potrzebował do tego maski Salvadora Dalego, choć już na podium obowiązkową maseczkę na twarzy miał.Jego jazda to jak na razie prawdziwa ozdoba tego wyścigu. Niby wszyscy trzymają kciuki za Michała Kwiatkowskiego, ale klasę Portugalczyka po prostu trzeba docenić. Tour de Pologne, niczym Kanye West w "Homecoming" wrócił do terenów dobrze znanych. O ile pierwsza część wyścigu przebiegała przez nowe dla większości odcinki, które zachwyciły właściwie wszystkich i miejmy nadzieję, że zostaną z imprezą na dłużej, o tyle druga faza to już coś, co kojarzymy od lat. Co prawda pojawia się nowość w postaci jazdy indywidualnej na czas, ale po w miarę znanych ścieżkach. "Świątynia sprintu" odeszła, na razie przynajmniej, w zapomnienie, ale Katowice zostają. Natomiast zanim to nastąpi czeka nas kolejny znakomity etap z Krowiarkami, Przegibkiem i wyjazdem na Kocierz, który robi naprawdę kapitalne wrażenie.