- Byłem tym zaskoczony. To był dla USADA oczywisty konflikt interesów, dlatego tę ofertę odrzuciliśmy - powiedział szef agencji Travis Tygart, podając początkowo, ze chodziło o sumę "ponad 150 tysięcy dolarów". Dopiero dopytywany o szczegóły przez prowadzącego wywiad Scotta Pelleyza, czy przypadkiem oferta nie dotyczyła kwoty 250 tys. odpowiedział: "w przybliżeniu tak". Tygart stwierdził również, ze Armstrong chciał przekazać na konto Międzynarodowej Unii Kolarskiej (UCI) 100 tysięcy dolarów "jako podarunek". Ponadto sieć powiązań szefów teamów, trenerów, lekarzy i zawodników opartą na nielegalnym procederze dopingowym porównał do mafii, w której przez lata panowała zmowa milczenia i zastraszano kolarzy np. wyrzucaniem z zespołów. W październiku ubiegłego roku amerykański kolarz został przez UCI dożywotnio zdyskwalifikowany za systematyczne stosowanie środków dopingowych i czynny udział w zakrojonym na szeroką skalę procederze. Decyzja unii opierała się na raporcie sporządzonym przez USADA. Na tej podstawie pozbawiono go siedmiu tytułów triumfatora najbardziej prestiżowego wyścigu Tour de France, a także unieważniono wszystkie wyniki od 1 sierpnia 1998 roku. Nakazano też zwrot części premii finansowych uzyskanych w tym okresie. W następnych tygodniach Armstrong musiał się wycofać z założonej przez siebie fundacji Livestrong, został pozbawiony tytułu doktora honoris causa Uniwersytetu Tufts, może także stracić brązowy medal olimpijski, wywalczony na igrzyskach w Sydney w 2000 roku. Odszkodowania od Armstronga domaga się brytyjski dziennik "Sunday Times", który niegdyś przegrał z nim sprawę sądową i został zmuszony do wypłacenia milionowego odszkodowania za pomówienie go o stosowanie dopingu. Zainwestowane pieniądze chcą odzyskać również byli sponsorzy i partnerzy Armstronga, jak SCA Promotions, FRS czy Honey Stinger. Według "Forbes Magazine", rekompensaty mogą sięgnąć nawet 50 milionów dolarów.