To był niezwykle emocjonujący finisz, podczas którego do samego końca rozgrywały się losy wyścigu. Tegoroczny triumf w Amstel Gold Race trafił w ręce, a raczej w nogi Michała Kwiatkowskiego, który o włos szybciej przed rywalem wpadł na metę niedzielnego wyścigu. Początkowo to właśnie Benoit Cosnefroy był pewny zwycięstwa. Foto-finisz rozwiał jednak wątpliwości. "Widząc, że rywal już świętuje, byłem prawie pewien, że to straciłem. Wtedy nagle ktoś z organizatorów powiedział: "wygrałeś". Myślałem, że żartuje. Szczerze mówiąc, to był rollercoaster emocji. Dobrze być po tej stronie" - powiedział "Kwiato" cytowany przez Cyclingnews.com. To nie pierwszy raz, kiedy Polak oczekiwał na rozstrzygnięcie wyścigu w ten sposób. Czas już dłużył mu się po Mediolan - San Remo w 2017 roku. Tym razem sytuacja była bardziej nerwowa, bo rywal już uznał, że zagwarantował sobie zwycięstwo. Kwiatkowski wrócił też myślami do ubiegłorocznego wyścigu, w którym również decydowały milimetry. "Życie i zeszłoroczna sytuacja z Tomem Pidcockiem i Van Aertem uczą nas, że trzeba uzbroić się w cierpliwość w myśleniu o tym, kto wygrał. Ostatecznie o zakończeniu decyduje zdjęcie. Moim osobistym odczuciem było to, że przegrałem. Na mecie nie myślisz, gdzie jesteś. Generujesz maksymalny wysiłek" - dodał kolarz Kwiatkowski. Benoit Cosnefroy jednak drugi. Obyło się bez łez Cosnefroy, choć początkowo dał ponieść się radości, później tłumaczył, że nie zamierza płakać z powodu przegranej z Polakiem. "Kiedy dowiedziałem się, że wygrałem, byłem oczywiście bardzo szczęśliwy. Mówiłem do siebie: "jest dobrze, masz ten klasyk". Kiedy pokazano mi foto-finisz, nie miałem już wątpliwości. Byłem blisko wygranej, ale jeśli bym zaczął płakać na podium, byłbym dziwny. Byłem niesamowicie szczęśliwy, kiedy zostałem ogłoszony zwycięzcą, ale trzeba spojrzeć na to z innej perspektywy. Jestem zadowolony z drugiego miejsca" - powiedział Francuz dla "L’Equipe". Michał Kwiatkowski powrócił w wielkim stylu po okresie pełnym przeciwności losu. Kolarz wyznał, że ma za sobą bardzo trudny czas, w którym szwankowało zarówno zdrowie jego, jak i jego rodziny. Czytaj też: Michał Kwiatkowski wrócił w chwale. Mistrzów nigdy się nie skreśla