Pozzovivo zjeżdżał z przełęczy Stelvio z prędkością 70 km/h, kiedy na jego drodze znalazł się kot. "Zobaczyłem go z lewej strony jezdni. Można powiedzieć, że spojrzeliśmy sobie w oczy. Próbowałem go ominąć, ale wpadł prosto pod moje przednie koło. Rower wzbił się w powietrze, kot uciekł, a ja przez dwadzieścia metrów szlifowałem lewą stronę ciała o asfalt. W końcu uderzyłem nogą tuż pod kolanem o barierkę" - powiedział na łamach "La Gazzetta dello Sport" 31-letni kolarz. Pozzovivo pozostał przytomny. Zdjął kask i zapewnił nim podparcie złamanej nodze. Zadzwonił po ojca, który dziesięć minut później przyjechał na miejsce z karetką. Operacja nie będzie konieczna, ale w tym roku o rywalizacji musi zapomnieć. "Sezon skończył się dla mnie wyjątkowo pechowo. Przyznaję, że liczyłem na dobry wynik zarówno podczas Vuelta a Espana, jak i mistrzostw świata" - dodał.