Amerykanin został dożywotnio zdyskwalifikowany przez Amerykańską Agencję Antydopingową (USADA) za stosowanie niedozwolonego wspomagania. Ma się do tego przyznać w popularnym telewizyjnym talk-show Oprah Winfrey, który zostanie nadany w czwartek i piątek, ale którego główną rewelację - wyznanie kolarza - ujawniono już kilka dni temu. Zgodnie ze swoim regulaminem, USADA może skrócić mu karę, ale do nie mniej niż ośmiu lat. Jak przypomina środowy "Washington Post", warunkiem skrócenia dyskwalifikacji jest poza tym współpraca sportowca z USADA - musi on dostarczyć agencji wszelkich informacji o "subkulturze dopingowej" w kolarstwie - o tym, jakie niedozwolone środki biorą zawodnicy, jak je zdobywają, i w jaki sposób unikają ich wykrycia. "Agencję przekona dopiero ujawnienie przez Armstronga pełnej +mapy drogowej+ ery dopingu w kolarstwie. () Musi on dostarczyć USADA nowych informacji, które pomogą jej zapewnić w przyszłości uczciwe współzawodnictwo" - pisze "Washington Post". Jak podkreśla dziennik, 41-letni Armstrong nie chce współpracować z USADA, jeśli agencja nie obieca mu ewentualnego powrotu na szosę znacznie wcześniej niż po ośmiu latach. Twierdzi, że USADA ma możliwość takiego skrócenia kary, gdyż inni zawodnicy, którzy przyznali się do dopingu i zeznawali przeciw niemu, zostali ukarani zaledwie sześciomiesięczną przerwą w startach. Przeciwko Armstrongowi skierowano ponadto liczne pozwy sądowe. Floyd Landis, inny kolarz, któremu odebrano tytuł zwycięzcy Tour de France z powodu dopingu, zaskarżył go o oszukanie rządu USA, ponieważ federalny urząd pocztowy (U.S. Postal Service) wydał na sponsorowanie Armstronga i jego zespołu w Tour de France 35 milionów dolarów pod warunkiem, że rywalizacja będzie czysta. Do pozwu Landisa może się dołączyć amerykańskie Ministerstwo Sprawiedliwości, co zwiększy wtedy szanse wygranej powodów. O kwotę 12 milionów dolarów pozwała Armstronga firma SCA Promotions, która ubezpiecza sponsorów sportu od strat spowodowanych etycznymi wykroczeniami sponsorowanych sportowców. Pozew przeciw amerykańskiemu kolarzowi wniósł także brytyjski "The Sunday Times", który w 2006 r. zarzucił Armstrongowi doping i został przez niego oskarżony o oszczerstwo. Na mocy ugody pozasądowej dziennik wypłacił mu wtedy 500 000 dolarów, a teraz domaga się zwrotu tej kwoty z procentami oraz zwrotu poniesionych kosztów prawnych. Armstrongowi - zwraca uwagę telewizja Fox News - potencjalnie grozi nawet odpowiedzialność karna, gdyż przysięgał, że nie stosował dopingu. Przyznanie się Armstronga nie osłabiło w USA moralnego potępienia jego czynu. Słynny kolarz nie tylko zażywał nielegalne środki, lecz wielokrotnie publicznie kłamał twierdząc, że nigdy tego nie robił. Telewizja przypomina teraz fragmenty wywiadów Armstronga, w których stanowczo zaprzecza on zarzutom. Jak pisze środowy "Wall Street Journal", okryty niesławą sportowiec powinien teraz pójść śladem Chucka Colsona, jednego z negatywnych bohaterów afery Watergate, który wraz z innymi tuszował łamanie konstytucji USA przez prezydenta Richarda Nixona i inne jego wykroczenia. Colson nie tylko wyraził skruchę, lecz także nawrócił się na wiarę chrześcijańską, a w więzieniu, gdzie odbywał 6-miesięczną karę, założył Prison Fellowship, organizację pomocy więźniom w resocjalizacji. Za niewystarczające przyznanie się Armstronga uważa też komentatorka "Washington Post" Melinda Henneberger. Odrzuca ona próby złagodzenia oceny kolarza przez przypominanie, że działał na rzecz chorych na raka, stawiając za przykład własną chorobę i jej przezwyciężenie. Zdaniem autorki, Armstrong nie powinien był kreować się na wzór walki z chorobą, tylko postąpić przeciwnie - kiedy otrzymał diagnozę raka, powinien ostrzec innych, żeby nie szli za jego przykładem i nie zażywali sterydów i hormonów wzrostu, które mogą być rakotwórcze. Z Waszyngtonu Tomasz Zalewski