Każdy zawodowy sportowiec może potwierdzić, że do osiągnięcia sukcesu absolutnie konieczne są dwie rzeczy. Pasja i ciężka praca. Bez nich nie da się dojść w sporcie do rzeczy wielkich. Czasem treningi wymagają bardzo dużych poświęceń, a przecież nie zawsze finalnie prowadzą do zwycięstw, medali, sławy. Bez nich jednak ani rusz. Czasem poświęcenie to nie tylko litry potu, ale też na przykład ukrywanie swojej pasji. Kariera w tajemnicy Tak właśnie rozpoczyna się historia Alberta Richtera, niemieckiego kolarza, który rzucił wyzwanie nie tylko swoim rywalom, ale też zbrodniczemu reżimowi Adolfa Hitlera. Zapłacił za to najwyższą możliwą cenę. Do samego końca pozostał wierny swoim przekonaniom, dzięki którym był nie tylko wielkim sportowcem, ale i wielkim człowiekiem. Richter urodził się w Kolonii w rodzinie, w której na pierwszym miejscu stała muzyka. Przyszły kolarski mistrz miał dwóch braci, a ich ojciec, sam utalentowany muzyk, widział w nich przyszłe gwiazdy. Jeden z jego synów grał na saksofonie, drugi na klarnecie, natomiast Albert na skrzypcach. Te jednak nie były jego pasją. Każdą wolną chwilę spędzał bowiem na welodromie w swoim mieście, gdzie mógł jeździć na rowerze. Musiał to robić jednak w tajemnicy przed ojcem, bo ten uważał sport za stratę czasu. Kiedy Albert złamał obojczyk, wydało się, gdzie znika na długie godziny. Wydawało się, że to koniec przygody z rowerem, bo dla ojca był to kolejny powód, żeby zabronić mu jazdy. Młody Albert był jednak na tyle utalentowany, że został zauważony przez Ernsta Berlinera, byłego kolarskiego czempiona, który miał w Kolonii swój zakład meblarski, a po pracy zajmował się trenowaniem nowego narybku. Z Richterem połączyła go zresztą nie tylko miłość do roweru, ale także żydowskie pochodzenie. Po okiem Berlinera bardzo szybko zaczął rozkwitać i w 1932 roku był nawet bardzo poważnym kandydatem do wyjazdu na igrzyska olimpijskie w Los Angeles, ale ostatecznie trenerzy nie zdecydowali się na niego postawić. Zaledwie 20-letni Richter nie zamierzał się załamywać i na mistrzostwach świata amatorów w Rzymie sięgnął po złoty medal w sprincie, swojej koronnej konkurencji. Po powrocie do swojego rodzinnego miasta od razu stał się bohaterem. Kolarstwo torowe było w Niemczech bardzo popularne, a Albert Richter, jako mistrz świata, mógł liczyć na sporą popularność. Jego trener chciał jednak, by ten wciąż się rozwijał. Dlatego postanowił wysłać go do Paryża, czyli ówczesnego centrum tej dyscypliny. Niemiec przeszedł na zawodowstwo i rozpoczął piękną karierę. Mistrz Jeszcze jako reprezentant Rzeszy Niemieckiej sięgnął po brązowy medal mistrzostw świata zawodowców w Paryżu, a następnie, już w barwach III Rzeszy, dwa srebrne i cztery brązowe krążki mistrzostw globu. Ostatni czempionat, w 1939 roku w Mediolanie, niestety nie został dokończony, bowiem nazistowskie Niemcy najechały na Polskę. Nie udało się rozegrać finałowego wyścigu w sprincie. W walce o brązowy medal triumfował właśnie Richter, zaliczając swój ostatni sukces. Kiedy Richter wyjeżdżał z Niemiec do Paryża, w tym kraju coraz mocniejszą pozycję miał Adolf Hitler, a całe Niemcy powoli przechylały się w kierunku nazizmu. Były to poglądy absolutnie sprzeczne ze światopoglądem Richtera. Ze względu na żydowskie korzenie zaczynał na swojej własne skórze przekonywać się zresztą o tym, że nadchodzą ciężkie czasy. Kolarzom nakazano startować w strojach ze swastyką, czego Richter konsekwentnie odmawiał, wybierając stare stroje z niemieckim orłem. Odmawiał także nazistowskich salutów, czego wymagano od wszystkich sportowców. Wielu doradzało mu, żeby się nie wychylał, sport miał zresztą dla władz duże znaczenie i przywiązywały one wagę do każdego, nawet najmniejszego gestu. Dla Richtera jednak ważniejsze było pozostanie wiernym swoim przekonaniom. Miał zresztą ten komfort, że większość czasu spędzał za granicą, głównie w Paryżu, w którym mógł kontestować poczynania Hitlera. Jego przyjaciel, Szwajcar Sepp Dinkelkamp mówił zresztą, że Albert otwarcie przyznawał się do tego, że jest antynazistą. Ucieczka trenera Od czasu do czasu wracał jednak do Niemiec, gdzie działo się coraz gorzej. Jako pierwszy odczuł to Berliner. Richter często startował w drużynie z dwoma innymi zawodnikami Wernerem Miethe i Peterem Steffesem. Z reguły z nimi wygrywał, co przeszkadzało im jednak mniej niż jego poglądy. Obaj bowiem stali po stronie nazistów. Ten drugi nawet szantażował Berlinera i straszył, że doniesie na niego do gestapo. Z tego powodu, trener pochodzącego z Kolonii sprintera musiał uciekać z rodziną do Holandii. Wielokrotny medalista mistrzostw świata zaczynał zdawać sobie sprawę, że i dla niego nie ma już miejsce w kraju rządzonym przez Hitlera. Zaczął więc rozważać wyjazd do Szwajcarii, gdzie miał wielu przyjaciół poznanych podczas startów na torze. Czytaj także: Hipis, który podbił serca kibiców Jako gwiazda sportu mógł liczyć na pewne przywileje, ale i te szybko się kończyły. Zaczęto zmuszać go do nazistowskich salutów, dostał nawet propozycję, by szpiegować na rzecz kraju. Odmówił, ale zawisło nad nim powołanie do wojska i udział w kampanii we Francji. Tego obawiał się najbardziej, wszak Paryż był jego drugim domem i zostawił tam wielu przyjaciół, którzy przecież przed laty przyjęli go jak swojego. Jak mógłby teraz ruszyć na nich z karabinem w ręku? To był moment, w którym Richter postanowił, że pora uciekać. Miał to zrobić po Grand Prix Berlina w grudniu 1939 roku. Wtedy jeszcze nie przypuszczał, że będzie to jego ostatni w życiu start. Wtedy na torze wygrał, ale ostatnie słowo, jak się okazało, należało do jego rywali. Jeden z jego przyjaciół z Kolonii, Alfred Schweizer, poprosił go o przemycenie przez granicę pieniędzy dla swojej rodziny, na co Richter przystał. Nie był to pierwszy raz. Taki kanał przerzutowy funkcjonował dość często, głównie dlatego, że rowery do jazdy po torze nie były dokładnie kontrolowane i umożliwiały upchanie w oponach sporej liczby banknotów. Wraz z nim w podróży było dwóch holenderskich sprinterów Cor Wals i Kees Pellenaars, którzy byli świadkami jego aresztowania przez gestapo. I to z ich relacji wiemy, co się wydarzyło. Zdrada i śmierć Do pociągu, którym Richter podróżował, wkroczyli oficerowie, którzy natychmiast skierowali się do wagonu, w którym przebywał kolarz. Zachowywali się tak, jakby doskonale wiedzieli, czego i gdzie szukać. Po latach śledczy, którzy zajmowali się tą sprawą sugerowali, że wiedza gestapowców pochodziła od dwóch kolarzy szczególnie znających sprintera z Kolonii: Miethego i Steffesa, wiedzących o tym, że wraz z Berlinerem czasem przemycali pieniądze za granicę. Biorąc pod uwagę, że byli zadeklarowanymi nazistami, którzy w dodatku musieli znosić dość częste porażki z Richterem, zadenuncjowanie swojego kolegi żydowskiego pochodzenia, nie wydaje się czymś niemożliwym. Z opowieści Walsa i Pellenaarsa dowiadujemy się, że gestapowcy siłą wyciągnęli Richtera z pociągu i zaciągnęli go do lasu. To był ostatni raz, kiedy ktoś widział go żywego. Oficjalnie władze podały najpierw, że został rozstrzelany podczas próby ucieczki, ale kiedy reszta podróżnych zaczęła poddawać to w wątpliwość, wersję zmieniono. Komunikat głosił, że znaleziono przy nim 12 tysięcy marek, a on sam powiesił się w celi. O ile to pierwsze było prawdą, bo według relacji jego przyjaciół tyle miał przemycać, o tyle w to drugie nikt nie wierzył, szczególnie znając szczegóły podane przez Holendrów. Po latach nikt nie ma wątpliwości, że Richter zapłacił śmiercią za swoje pochodzenie i poglądy. Niepokorny kolarz, który nie chciał walczyć przeciwko swoim przyjaciołom, został brutalnie zamordowany przez gestapo. Co gorsza, wiele wskazuje na to, że do jego śmierci przyczynili się koledzy z drużyny, z którymi przez wiele lat startował i rywalizował na torze. Łączył ich sport, dzieliło niemal wszystko inne. Choć swoją karierę zaczynał od ukrywania się przed ojcem, później już nie zamierzał trzymać w tajemnicy tego, co czuje. Jego wielka kariera we Francji zaczęła się na słynnym Vélodrome d'Hiver. W 1942 roku w nieludzkich warunkach przetrzymywano tam ponad 13 tysięcy Żydów, których później wysłano do obozów koncentracyjnych. Kiedy w 1933 roku młody Albert Richter podbijał tam serca francuskiej publiczności, nikt nie spodziewał się, że losy jego, jak i w zasadzie całego świata, potoczą się w ten sposób.