Nie jest tak jak w większości polskich sklepów, w galeriach handlowych, a nawet w urzędach. Nie jest też tak jak na stadionach piłkarskich podczas czerwcowych i lipcowych meczów Ekstraklasy. W Tour de Pologne pandemię koronawirusa i zagrożenie chorobą traktuje się z niezwykłą powagą. Niemal jak w szpitalach i placówkach medycznych. Patrzy na nas cały świat Przed wejściem do Biura Akredytacji na Stadionie Śląskim wraz z innymi dziennikarzami do podpisania dostaliśmy kilka dokumentów i deklaracje. Do dyspozycji mieliśmy jednorazowe długopisy. Skoro zobowiązaliśmy się, że nie chorowaliśmy i nie mieliśmy styczności z chorymi możemy wejść dalej. Najpierw jednak musimy poddać się pomiarowi temperatury. Przy odbiorze akredytacji dostajemy pouczenie, że jadąc w kolumnie wyścigu cały czas w samochodzie musimy mieć założone maseczki. - Proszę byście o tym pamiętali. Patrzy na nas cały świat - słyszymy w biurze akredytacyjnym na Stadionie Śląskim. W kuluarach woluntariusze, pracownicy LangTeam, sędziowie - wszyscy w przyłbicach albo maseczkach. Wokół, gdzie się nie rozejrzeć, stoją płyny do dezynfekcji rąk. Obowiązuje social distance. Jest karnie zachowywany. Liczy się każdy szczegół Każdy uczestnik wyścigu otrzymał "COVID-19 Protokół". Został przygotowany zgodnie z zaleceniami rządu oraz protokołem sanitarnym Międzynarodowej Unii Kolarskiej. Dokument liczy siedem stron. Uwzględnia każdy aspekt wyścigu. Tak jak to w kolarstwie i w sporcie profesjonalnym bywa, liczy się każdy szczegół. Organizatorzy nic nie pozostawiają przypadkowi. Chcą się maksymalnie zabezpieczyć. Kilka przykładów.