Banaszek dość nieoczekiwanie przystąpił do kontrataku. Zarzucił ministerstwu, że nie ma prawa ingerować, kto będzie rządził polskim kolarstwem. Prezes PZKol odczytał z kartki oświadczenie, w którym za zaistniałą sytuację obarczył winą wszystkich tylko nie obecne władze. - Tracę jedynie dobre imię, kolarstwo traci wszystko - tłumaczył dziennikarzom. - Nie znałem i nie znam ustaleń audytu. Moja wiedza oparta jest o doniesienia prasowe. Te sprawy nie dotyczą obecnych władz PZKol. Te wydarzenia (seksafera - przyp. AD), o których mowa, miały miejsce w grupie CCC-MTB. Dlaczego Dariusz Miłek, właściciel tej grupy, nie zgłosił się do prokuratury? Wszyscy mieli wiedzę wcześniej. Były prezes PZKol Wacław Skarul i Piotr Kosmala też. Tyle że ten ostatni nigdy nie był wiarygodny - powiedział Banaszek. Na specjalnie zorganizowanej konferencji, na której prezes nie zamierzał początkowo odpowiadać na pytania, odtworzono zapis jednej z rozmów telefonicznych z Dariuszem Miłkiem, prezesem CCC i późniejszego spotkania zarządu związku. Oprócz steku wyzwisk i wzajemnych oskarżeń trudno było cokolwiek zrozumieć. - Początek mojej kadencji był bardzo dobry. Doskonale współpracowało mi się z Ministerstwem Sportu i Turystyki, dzięki czemu pojawił się na przykład Orlen. Ministerstwo nie ma podstaw do takiej formy nacisku. Nie rozumiemy narzucania woli w taki sposób - bronił się szef związku. - Afera nie jest związana z Polskim Związkiem Kolarskim, tylko z jedną z grup. Informacje o skandalach, jakich dopuszczał się były pracownik związku, otrzymałem na przełomie lipca i sierpnia. Został wówczas zwolniony dyscyplinarnie. W skrócie całe wystąpienie prezesa PZKol można sprowadzić do jednego krótkiego zdania: "Ja nic nie wiem. Jestem niewinny." Na reakcję Witolda Bańki nie trzeba było długo czekać. Minister oczekuje ustąpienia wszystkich członków zarządu PZKol. Jednocześnie Bańka powiedział dziennikarzom, że związek nie rozliczył się z dotacji, na co czas minął w czwartek. Oznacza to, że władze polskiego kolarstwa muszą zwrócić do budżetu państwa kwotę ponad siedemnastu milionów złotych, a to z kolei doprowadzi do kompletnego krachu finansów PZKol-u, z którym zresztą wcześniej zerwały umowy Orlen i CCC (firma Dariusza Miłka). Żadna z gwiazd polskiego kolarstwa nie wsparła Polskiego Związku Kolarskiego. Związek topi się w mętnej wodzie, a środowisko zamiast ratować sytuację, przerzuca się kwitami. W kuluarach mówi się, że to dopiero początek góry lodowej. W tle seksafery są przecież oskarżenia o doping. Adam Drygalski