Primoż Roglicz w ubiegłym roku triumfował podczas Vuelta a España. Pomimo wielkich kolarskich sukcesów wciąż nie przepada za wywiadami, woląc skupić się na celu, dla którego przyjechał na konkretny wyścig. Jeszcze w 2007 roku mógł przedstawiać się jako mistrz świata juniorów. Wówczas wywalczył wraz z reprezentacją Słowenii złoty medal w skokach narciarskich. Dzisiaj przyznaje, że jako dziecko nie marzył o zwycięstwach w peletonie, ale o byciu "najlepszym skoczkiem narciarskim na świecie". "W 2007 roku miałem wypadek w Planicy. Źle wylądowałem, moja narta poluzowała się, a ja się rozbiłem. To dużo zmieniło, ale też nauczyłem się z tego zdarzenia czegoś: be względu na to, jak ciężko upadasz, musisz iść dalej. Nowe drzwi zawsze są otwarte" - powiedział Primoż Roglicz holenderskiemu dziennikowi "Het Parool". Późniejsza kariera jako skoczka narciarskiego nie przynosiła już wielkich sukcesów. Słoweniec dorywczo pracował, sprzątając w centrach handlowych. Wkrótce pożegnał się z nartami, ale na ich miejsce zawitała zupełnie odmienna pasja. 30-letni dzisiaj kolarz zdecydował się kupić nowy rower i znaleźć dla siebie miejsce w klubie, marząc już o zupełnie innej sportowej ścieżce. Przyszła pora na lokalne wyścigi. "Byłem lekki, zawsze kończyłem na podium. Zanim się zorientowałem, miałem rower i umowę. Dostawałem 300 euro. Było o wiele ciężej, niż byłem do tego przyzwyczajony" - dodał kolarz jeżdżący dla Teamu Jumbo-Visma.