- Trzynasty sezon, choć nie czuję się jeszcze starym zawodnikiem. Myślę, że przede mną jeszcze pięć lat kariery, trzy na pewno - taki mnie obowiązuje kontrakt. Mam doświadczenie, przede wszystkim sam po sobie widzę, że trochę inaczej podchodzę do tych startów. Mam nadzieję, że trzynasty sezon nie będzie pechowy - mówi w rozmowie z Polskim Radiem Bodnar, który już raz przekonał się, że liczba 13 przyniosła mu pecha. - Nie jestem przesądny, ale w ubiegłym roku podczas wyścigu w Melbourne startowałem z trzynastym numerem. Założyłem je normalnie [kolarski przesąd nakazuje w takiej sytuacji odwrócić jeden z numerów - red.], bo mówię: co mnie to obchodzi, co ma być to będzie... drugie okrążenie, potężna kraksa, pozdzierałem się i nie wiem, co mam teraz o tym myśleć - przyznał. W ostatnich latach jednym z głównych celów Bodnara był Tour de France, gdzie chociażby pomagał Słowakowi Peterowi Saganowi w zdobywaniu zielonych koszulek triumfatora klasyfikacji punktowej. W tym roku Polak nie jest jednak jeszcze pewny startu w "Wielkiej Pętli", bo wszystko może się zmienić. - Jestem w tej drużynie potrzebny nie tylko Peterowi i jeżeli zespół będzie miał inny cel z innym kolarzem i wiedzą, że będę tam potrzebny to prawdopodobnie tam zostanę wysłany. Na każdy wyścig jest długa lista i na nich praktycznie wszędzie jestem, więc kiedy będą już te najważniejsze cele, to pojadę tam, gdzie zespół uzna, że jestem potrzebny. Mniej więcej znam swój kalendarz - jedyne niepewne to właśnie Wielkie Toury - powiedział. Maciej Bodnar zwyciężając przed dwoma laty w jeździe indywidualnej na czas podczas Tour de France odniósł życiowy sukces, do którego często niewiele brakowało. To dla niego - zawodnika przez lata poświęcającego pracę i ambicje dla swoich liderów ważny skalp. - Czy ten triumf mnie nasycił? Na pewno spełnił. Nie każdy kolarz może się pochwalić wygraną etapową na Tour de France. Moja kariera toczy się dość fajnie. Jestem kolarzem, który pomaga liderom, aczkolwiek te swoje małe zwycięstwa mam - nie tylko małe, bo akurat etapy na Tour de France czy Tour de Pologne... chyba całkiem nieźle - podsumował. Bodnar znany jest właśnie nie tylko z ciężkiej pracy na rzecz swoich zespołów, ale też z dobrych występów w "czasówkach". Kilka razy zdobywał mistrzostwo Polski, na igrzyskach olimpijskich w Rio de Janeiro zajął 6. miejsce, myśli też o upragnionym medalu mistrzostw świata. - Ten początek kariery, kiedy byłem czasowcem... Później zostało to nieco zaniedbane w drużynie, gdyż byłem młodym kolarzem rzucanym na Wielkie Toury do pomocy wielkim zawodnikom - Vincenzo Nibalemu czy Ivanowi Basso. Odpowiadało mi to, ale gdy przychodziła czasówka na Giro d'Italia Maciej Bodnar po prostu odpoczywał zamiast skupiać się na rywalizacji, bo takie były wtedy priorytety w zespole. Kiedy po ośmiu latach odszedłem z włoskiego zespołu [najpierw pod nazwą Liquigas, a potem Cannondale - red.] i trafiłem do nowej (Tinkoff), to się zmieniło. Słynny Bjarne Riis trochę we mnie uwierzył i od razu te czasówki poszły w dobrą stronę. Widać, że miałem duży margines. Teraz staram się to wykorzystywać, kiedy jest tylko okazja. Nie jest łatwo. W Katarze [2016 rok] byłem czwarty na mistrzostwach świata i do medalu zabrakło mi kilku sekund. Gdyby wtedy się udało, nie byłoby już pytań o medal, a o tytuł mistrza świata (śmiech). W ubiegłym roku też celowałem w mistrzostwa, nie wyszło, a najbardziej chyba żałuję czasówki w Bergen [2017 r.], bo byłem super przygotowany i myślę, że jeśli pojechałbym tak samo jak na Tour de France - bo to był ten sam rok, gdzie miałem taką wysoką formę - gdyby mi się te dane potwierdziły, a rzadko się ostatnio mylę, to pewnie dałoby mi to medal i byłoby dużo łatwiej teraz z ulgą podejść do kolejnych startów - powiedział. Maciej Bodnar po zakończeniu poprzedniego sezonu zdobył nietypowe dla kolarza uprawnienia. Zrobił prawo jazdy umożliwiające mu prowadzenie... ciężarówki. - Od dawna zbierałem modele ciężarówek. Fajnie się jeździ takim długim 17-metrowym zestawem. Dopiero zauważyłem, jak dużo się mówi o bezpieczeństwie w ruchu drogowym. Jeżdżę rowerem, jestem kolarzem zawodowym, jeżdżę też po mieście, bardzo dużo samochodem osobowym, a w ostatnim czasie przemieszczałem się po mieście zestawem 17-metrowym. Wiem, jak kolarze przeklinają na ciężarówki, tiry, że nie szanują kolarzy czy rowerzystów, a z drugiej strony jak sam jeździłem ciężarówką, to zauważyłem błędy rowerzystów, że sami potrafimy źle wjechać. Takiej ciężarówce nie jest łatwo wyhamować. Dało mi to dużo do myślenia. Teraz jeżdżę nawet samochodem czy rowerem całkiem inaczej i inaczej zachowuję się na drodze - przyznał. - Moja pasja zrodziła się już w młodzieńczych latach. Tata kolegi jeździł ciężarówką. Chyba dlatego tak to polubiłem, bo są to duże pojazdy. To pojazdy, w których trzeba się skupić. Dużo manewrów... to jest fajne - kończy Bodnar, który już w piątek będzie pomagał Peterowi Saganowi na trasie odbywającego się w Belgii kolarskiego wyścigu E3 BinckBank Classic.