Tegoroczny wyścig Ronde van Vlaanderen przedwcześnie zakończył się dla kolarza z grupy Deceuninck-Quick Step. Julian Alaphilippe w wyniku zderzenia się z motocyklem odniósł kontuzję złamania kości śródręcza i z tego powodu musiał zostać poddany zabiegowi operacyjnemu. Tuż po zdarzeniu Francuz przez dłuższy czas nie wstawał. Na miejscu wypadku został opatrzony przez lekarza, doskonale zdając sobie sprawę z tego, że sezon już za nim. Wyścig miał być zresztą jego ostatnim w tym specyficznym sezonie. Chociaż motocyklista obwinia siebie za wypadek, kolarz ma zupełnie inne zdanie na ten temat. "Nie słyszałem dźwięku motocykla, ponieważ jechaliśmy tak szybko. Nie mówię, że to wina van der Poela, że mnie nie ostrzegł, i nie mówię, że to wina motocyklisty, ponieważ nie miał z tym nic wspólnego - nie, nie, nie. Słyszałem, że motocyklista czuł się winny z powodu tego, co się stało, ale nie musi się martwić i mam nadzieję, że ten wywiad go uspokoi. Nie winię go, to był tylko wypadek" - powiedział mistrz świata francuskiemu "L'Equipe". Kolarz twierdzi, że w tamtej chwili nie mógł już nic zrobić. Wie również, że konsekwencje upadku mogły być zdecydowanie gorsze. Wyznał jeszcze, że ból na kilka dni po zabiegu był tak silny, że nie potrafił zasnąć. Swój upadek określił jako "przerażający". Nie spodziewał się takiego obrotu zdarzeń. AB