"Egan, imię, które oznaczał promień słońca, brylował na żółto od Brukseli do Paryża. Egan nie stworzył historii, Egan jest sam historią" - napisał kolumbijski dziennik "El Espectador", gdy bohater Kolumbii objął w piątek prowadzenie w Tour de France i już było wiadomo, że nie odda go aż do wjazdu na Pola Elizejskie w Paryżu. "Apoteoza" - to tytuł z dziennika "La Opinion". I komentarz: "Prezydent kraju, piłkarze tenisiści, piosenkarze, prasa... Cała Kolumbia czci Egana Bernala, mistrza Tour de France". Jak Małysz w Polsce Kolumbia pokochała do szaleństwa zwycięzcę najbardziej prestiżowego wyścigu kolarskiego na świecie niczym kiedyś Polska Adama Małysza. Ale to kraj zakochany w kolarstwie, w którym pod względem popularności ten sport jest na drugim miejscu, tuż za piłką nożną. Hołdy oddawane Bernalowi nie dziwią, choć przez ostatnie ostatnie lata wcale nie był faworytem kibiców. Miejsca na podium Tour de France zajmowali Nairo Quintana i Rigoberto Uran. Quintana wygrał i Giro d’Italia, i Vueltę i to po nich można było spodziewać się tak spektakularnego sukcesu i uwielbienia, a nie po zaledwie 22-letnim Bernalu, który na dobrą sprawę dopiero od dwóch lat ściga się na poważnie w zawodowym peletonie. Nikt, nie tylko w Kolumbii, nie spodziewał się, że dokona tego już teraz i to w tak młodym wieku. Bernal jest najmłodszym zwycięzcą "Wielkiej Pętli" od 110 lat. MTB i studia Jego droga do miejsca na najwyższym stopniu podium na Polu Elizejskim nie była prosta i oczywista. Miewał chwile zwątpienia, chciał rzucić kolarstwo, które nie dawało mu zarobić i - co gorsza - brakowało mu pieniędzy nawet na to, żeby uprawiać tę dyscyplinę. Jeden z jego pierwszych trenerów Pablo Mazuera wspomina, że cudem udało mu się załatwić sponsora, żeby mógł jeździć z Bernalem i jego kolegami trenować i startować w różnych zakątkach kraju. Mazuera woził ich własnym, zdezolowanym pick-upem. Na wyjazdy zagraniczne długo nie było funduszy. To była grupa MTB. Bernal zaczynał bowiem od kolarstwa górskiego. Na rowerze górskim jeździł od dziecka. W tej konkurencji odnosił pierwsze sukcesy. Góry były jego naturalnym środowiskiem. Wychował się w Zipaquirze, miejscowości odległej 40 km od Bogoty położonej na wysokości 2700 m n.p.m. Kiedy podczas Tour de France przyszło mu walczyć na alpejskich dwutysięcznikach czuł się jak ryba w wodzie. Już wcześniej w tym roku i w wyścigu Paryż - Nicea i Tour de Suisse pokazał, że w takich warunkach nie ma sobie w tej chwili równych na świecie. W MTB zdobył dwa medale mistrzostw świata juniorów. Wtedy usłyszał o nim świat i pojawiło się zainteresowanie kolarskich agentów. Bernal jednak wątpił w siebie i możliwość odniesienia sukcesu. Gdy miał 17 lat podjął się studiów na prywatnym - prowadzonym przez Opus Dei - Uniwersytecie Sabana. Przez semestr uczęszczał na zajęcia z dziennikarstwa i komunikacji społecznej. W ramach ćwiczeń czytał reportaże Ryszarda Kapuścińskiego. Po kilku miesiącach przekonał się jednak, że nie da się połączyć studiów z profesjonalnym uprawianiem sportu. Zdecydował się jeszcze raz postawić na kolarstwo. Zrezygnował ze studiów. Namawiali go do tego rodzice. Jeszcze raz ich posłuchał. Dokonał właściwego wyboru. Narodziny bestii Przełomem w karierze Bernala było podpisanie kontraktu z włoską grupą Androni. Po zawarciu umowy zdecydował się uprawiać wyłącznie kolarstwo szosowe. Pojawiły się pierwsze pieniądze i możliwości rozwoju. W barwach Androni Kolumbijczyk odniósł najważniejsze zwycięstwo w młodzieżowej karierze. W 2017 roku wygrał Tour de l’Avenir, wyścig uważany za młodzieżową wersję Tour de France. Od razu posypały się oferty z lepszych zespołów. Ostatecznie za 300 tys. euro wykupiła go brytyjska drużyna Sky (dziś Ineos), najsilniejszy team w World Tour. Menedżer grupy Dave Brailsford wiedział, że trafił na diament. Podpisał z Kolumbijczykiem pięcioletni kontrakt. Już w ubiegłym roku Bernal pokazał nieprzeciętne umiejętności i miał znakomite wyniki. Wygrał Tour of California, był drugi w Tour de Romandie. W Tour de France pojechał jako pomocnik Christophera Froome’a i Gerainta Thomasa. Nieźle wywiązał się z tego zadania skoro Thomas odniósł zwycięstwo. Bernal ukończył "Wielką Pętlę" na 15. miejscu i drugim w klasyfikacji młodzieżowej. "Narodziny bestii" - napisał hiszpański dziennik "Marca". To była bestia, ale w owczej skórze. Bernal uchodzi za dobrze ułożonego kolarza. Dobrze mówi po angielsku, cierpliwie słucha rad trenerów, stale się dokształca. Kolumbijscy dziennikarze zauważyli, że jest zupełnym przeciwieństwem Nairo Quintany, mało otwartym na ludzi, zamkniętym w sobie, który zadawala się połowicznymi sukcesami. Bernal mimo że ma dopiero 22 lata doskonale wie, jak rozegrać taktycznie wyścig. Świadczy o tym nie tylko postawa podczas tegorocznego Tour de France, ale i przedtem w czasie Paryż - Nicea i Tour de Suisse, w których "przetrzymał" rywali, nie eksploatując organizmu w pierwszej fazie wyścigów. Nieprawdopodobna wydolność Ale sukcesów nie odnosiłby, gdyby nie wyjątkowe cechy organizmu. Wytrenowany na wysokościach Bernal ma doskonałe kolarskie walory. Jest chudy, zawartość tkanki tłuszczowej to około 5 procent, a VO2max czyli maksymalny pobór tlenu świadczący o wydolności organizmu w chwili podpisywania kontraktu ze Sky w 2017 roku wynosił 88,8. To poziom najlepszych kolarzy na świecie Chrisa Froome’a, Miguela Induraina, czyli tych, którzy wielokrotnie wygrywali Tour de France. - To jest kolarz, który jest w stanie wygrać Tour de France nie raz, ale kilka razy - powiedział wtedy były trener reprezentacji Kolumbii Jenaro Lequizamo. Możliwe, że nie przesadza. "L’Equipe" pisze, że Bernal swoim zwycięstwem prawdopodobnie rozpoczął nową epokę w kolarstwie. W najbliższym czasie trudno będzie znaleźć kolarza, który dotrzyma mu kroku. Kolumbijczyk w klasyfikacji młodzieżowej (do lat 25) wyprzedził drugiego Francuza Davida Gaudu blisko o 24 minuty. To największa różnica wśród młodzieżowców od 2003 roku. Wynikałoby z tego, że nie tylko teraźniejszość, ale i przyszłość należy do Bernala. Olgierd Kwiatkowski