Ostatnie miesiące to dla ekipy Angelo Citracci bardzo trudny okres. W październiku ubiegłego roku "wpadł" jeden z jej kolarzy, Matteo Spreafico, u którego wykryto ostarynę. W marcu z kolei przyłapano Matteo De Bonisa, który miał stosować niesławne EPO. Dwa przypadki dopingu w pojedynczej ekipie skutkują jej zawieszeniem przez władze na okres od 15 do 45 dni. Ponieważ Giro d'Italia startuje już 8 maja, ekipa miała niewielkie szanse, by uciec przed odpowiedzialnością i występ w Corsa Rosa uratować. Próbowała dokonać tego, poprzez samowolne wycofanie się z rywalizacji do czasu wyjaśnienia całej sprawy, licząc najwyraźniej, że uda się wliczyć ten okres w poczet zawieszenia, które nałoży UCI. Czy taka opcja była możliwa? Cóż, pewnie doradzili ją prawnicy drużyny, lecz w tym momencie nie ma już ona większego znaczenia, bo w najważniejszym dla siebie wyścigu sezonu grupa i tak nie wystąpi. W czwartek zmieniła front i uznała, że sama z tego zrezygnuje. - Drużyna i sponsor zdecydowali, by w ten sposób dać kolarskiemu światu wyraźny sygnał i przestrzec sportowców, którzy nadal będą próbowali iść na skróty - czytamy w komunikacie. Podkreślono również, że "bezmyślne zachowanie jednostek" wyrządza w ten sposób wielkie szkody całej ekipie.W to, czy faktycznie chodzi o jednostki powątpiewały jednak włoskie służby. Ponieważ w tym kraju doping to przestępstwo, carabinieri przeprowadzili nalot na domy włodarzy drużyny oraz większości kolarzy. Niczego podejrzanego nie znaleziono.Wobec rezygnacji z udziału w Giro przez Vini Zabu, organizatorzy przyznali "dziką kartę" ekipie Androni Giocattoli - Sidermec. Charakteryzuje ją szerokie grono młodych, utalentowanych i walecznych zawodników, przez co z pewnością będzie ona stanowić wartość dodaną dla wyścigu.TC