"Terapia" nie jest nowa. Naukowcy testują ją od lat 60. XX wieku. Nazywa się tDCS, czyli "przedczaszkowa stymulacja prądem stałym". Stosowana jest wśród pacjentów ze schizofrenią, przy depresji, z chorobą Parkinsona i Alzheimera. Polega na podłączeniu elektrod do specjalnych stref w mózgu, aby stymulować aktywność określonych neuronów. Efekty są pozytywne Jak to często bywa, wszelkie medyczne eksperymenty są prędzej czy później sprawdzane przez świat sportu, najczęściej przez kolarzy, którzy w różnych dziedzinach szukają metod pozwalających na poprawę wyników i osiągnięcie przewagi nad konkurencją. 36-letni Domenico Pozzovivo, który 17 razy uczestniczył w wielkich tourach, dwa razy był piąty w Giro d’Italia, od ubiegłego roku próbuje być lepszy nie tylko dzięki treningowi, ale też metodzie elektrostymulacji. Stał się królikiem doświadczalnym. Naukowcy z instytutu R.I.B.A w Turynie według ściśle ustalonego harmonogramu co pewien czas zapraszają na specjalne sesje kolarza Bahrain-Merida, pracują z nim też na zgrupowaniach. Terapia odbywa się wieczorem, kiedy zawodnik jest zrelaksowany, zawsze w obecności lekarza. Kolarz nakłada specjalny kask z elektrodami sięgający szyi. Wszelkie dane przesyłane są za pośrednictwem bluetootha do komputera, dzięki czemu lekarz może dozować siłę stymulacji. Seans trwa najwyżej 20 minut, jest całkowicie bezbolesny. - Stosujemy stymulacje mózgu, aby zmniejszyć nadmierne podekscytowanie organizmu związane z wysiłkiem i udziałem w zawodach. Jest to sposób na zwalczenie stresu, polepszenie regeneracji i wydajniejszy odpoczynek w nocy. Z Domenico zastosowaliśmy tę metodę po obozie przygotowawczym na Teide, potem po upadku na przedostatnim etapie Tirreno-Adriatico, praktycznie każdego wieczoru po etapie na Giro i w kilku innych wyścigach. Efekty są pozytywne. Zamierzamy zastosować je wśród innych zawodników - powiedział magazynowi "L’Equipe" lekarz Bahrain-Merida, Luca Pollastri. Naukowcy z turyńskiego instytutu sprzeciwiają się określeniu, że w tym wypadku chodzi o "doping mózgu". Doktor Elisabetta Geda tłumaczy, że to "techniczna pomoc, która w żaden sposób nie zmienia struktury mózgu", polepsza za to regenerację organizmu. Czy to jest doping? Niektórzy widzą to inaczej. Dwa lata temu jedna z amerykańskich firm wprowadziła na rynek specjalne słuchawki z elektrodami, które miały stymulować umysł sportowców - ograniczyć u nich strach, zwiększyć wydajność. Eksperymentowała z nimi kadra skoczków amerykańskich (jak widać bez rezultatów), amerykański kolarz - dziś triathlonista - Andrew Talansky. O tę metodę pytał się sir David Brailsford, menedżer grupy Sky, ale choć wyraził zainteresowanie, nie ma dowodów na to, by ją zastosował u swoich kolarzy. Naukowcy badający wydolność sportowców z Uniwersytetu w Kent w Wielkiej Brytanii, analizując próbki kolarzy stwierdzili, że "wyższa pobudliwość kory mózgowej może zmniejszyć percepcję wysiłku". Innymi słowy - "doping mózgu" ma przed sobą wielką przyszłość. Pojawiają się jednak pytania o etykę. Po co stosować taką metodę u zdrowego człowieka? Przecież jest trening, a regeneracja i zmęczenie są naturalnymi stanami sportowca. Wielu lekarzy i trenerów oburza taka metoda stymulacji mózgu. Międzynarodowa Agencja ds. Spraw Walki z Dopingiem (WADA), na której czele może wkrótce stanąć polski minister sportu i turystyki Witold Bańka, bada sprawę. "Nie dysponujemy żadnymi dowodami, żeby ta metoda poprawiała wyniki, stanowiła ryzyko dla zdrowia, bądź naruszała ducha sportu. Ta metoda nie jest na razie zabroniona, ale śledzimy tę technologię i rezultaty jej działania" - głosi komunikat WADA. Olgierd Kwiatkowski