Tomasz Czernich, Interia: Od kiedy pożegnał się pan w 2018 roku z rolą prezesa Polskiego Związku Kolarskiego, gości pan w mediach rzadko. Proszę powiedzieć, jak wyglądały pierwsze tygodnie po rozstaniu się z funkcją. Dariusz Banaszek: - Już tydzień po całym zamieszaniu wyjechałem do Hiszpanii. Przejechałem tam na rowerze 1500 kilometrów. Kiedy tam przebywałem dowiedziałem się, że grupa Hurom, którą miała wesprzeć Jastrzębska Spółka Węglowa ostatecznie pozostała bez sponsora. Włodarze podpisali już kontrakty z zawodnikami i cała sytuacja groziła naprawdę dużymi problemami. Pomogłem jej finansowo. Jeździłem z chłopakami na wyścigi. Byłem między innymi na prestiżowej imprezie w Danii, w Malezji... przygotowałem ich też do drużynowych mistrzostw Polski, gdzie sięgnęli po złoty medal.Hurom BDC Development funkcjonował także w sezonie 2019, jak rozumiem - między innymi dzięki pańskiemu wsparciu. Kiedy wasze drogi się rozeszły? - Usłyszałem, że właścicieli nie stać na "pociągnięcie" tego projektu więc powiedziałem, ze sprawy trzeba wziąć w swoje ręce. Zorganizowaliśmy kilka imprez sportowych, w tym - wyścigów. Na nasze zaprowadzenie przyjechali marszałkowie województwa mazowieckiego, którym pokazałem kolarstwo z bliska. Spodobało im się na tyle, że już w sierpniu 2019 roku podjęliśmy decyzję, że tworzymy grupę. Tak zaczęła się historia ekipy Mazowsze Serce Polski. Wszystkie umowy podpisaliśmy w listopadzie.Na jak wiele mógł pan sobie w pierwszym sezonie pozwolić? Od początku mówiłem chłopakom, że walczymy o pierwszą trójkę rankingu Continental. To, że dopiero zaczynaliśmy nie miało żadnego znaczenia. Doskonale wiedziałem, jakimi dysponuję kolarzami, jak dobry mam materiał i co możemy zrobić. Podłamała nas nieco pandemia, którą byliśmy wręcz załamani. Mimo tego, że sezon został na kilka miesięcy (od marca do sierpnia - przyp.red.) zamrożony ciągle myślałem, jak i gdzie się ścigać. Już w czerwcu, jako pierwsi w Europie zorganizowaliśmy ściganie na torze w Modlinie. Ciągle szukaliśmy okazji by działać i promować naszych sponsorów. Głośno mówi pan o tym, że Mazowsze Serce Polski to projekt na wiele lat. Dokładniej - jak długie umowy partnerskie są podpisane? Do sezonu 2024, przy czym mamy ze strony województwa wolną rękę przy poszukiwaniu nowych sponsorów. Nawet w tym roku, w lutym miałem kilka rozmów. Jesienią też pojawiały się różne propozycje, ale wtedy straciłem 1,5 miesiąca z uwagi na zakażenie koronawirusem. Nie byłem w stanie tego dopiąć. Po bardzo dobrym sezonie 2020, kiedy to okazaliście się najlepszą w Europie drużyną trzeciej dywizji, naturalnym krokiem wydaje się walka o licencję ProContinental, mogącą dawać przepustkę na wyścigi World Touru. To wykonalne? Póki co - absolutnie niemożliwe. Myślę, że aby funkcjonować na takim poziomie, co wiąże się z szerszą kadrą i sztabem, 10 milionów złotych to absolutne minimum. Myślę, że nam brakuje około połowy tej kwoty.W 2021 roku miała funkcjonować również drużyna U-23 Mazowsza, ale ostatecznie do jej powstania nie doszło. Dlaczego? Gdyby nie moja choroba z października to myślę, że udałoby mi się doprowadzić ten projekt do finiszu. Po tym, jak z kolarskiej mapy Polski zniknęła ekipa CCC Development, chłopcy nie mieli co z sobą zrobić i taka przystań by im się przydała. Myślałem też o zawodnikach z Warszawskiego Klubu Kolarskiego, chciałem, by mieli gdzie i jak się ścigać. Po sezonie 2020 w peletonie pozostały tylko dwie zawodowe ekipy z naszego kraju: Mazowsze oraz Voster ATS Team. To chyba trudna sytuacja? Bardzo trudna. Gdybyśmy mieli wciąż drużynę World Tour CCC i 5-6 ekip niższego szczebla, to nawet pozyskiwanie sponsorów byłoby łatwiejsze, bo patrzyliby na środowisko zupełnie inaczej. Inna byłaby też rywalizacja, mobilizacja. Gdybym widział pomarańczowe samochody (takimi jeździła ekipa CCC - przyp.red.), które przyjeżdżają na wyścig, dostałbym większego kopa. Bez tego jestem nieco przygaszony.Pandemia odcisnęła na naszym kolarstwie piętno. Nie w każdym przypadku. Jeżeli chodzi na przykład o jedną z ekip, która także zniknęła to był to zespół, gdzie właściciel szykował kolarzom bidony i robił pranie. Zbierana była na ostatnią chwilę. Dwa dni przed wyścigiem kolarze nie wiedzieli, gdzie pojadą. To oni przygotowywali plan działania. Zbyt dobrze nie dzieje się chyba również w naszym związku. Niedawno pojawiła się informacja, że z powodu pożaru serwerów utracił on możliwość wystawiania licencji. Rozesłał do okręgów pismo z prośbą o wsparcie w odbudowie systemu. To jest śmiech na sali. Jeżeli związek prosi okręgi o 15 tysięcy złotych, czyli po niecały tysiąc od okręgu to umówmy się - gdyby zarząd miał trochę ambicji, honoru to by się sam złożył. Reprezentują kolarstwo, jeżeli stać ich na to, by być w zarządzie - czym jest 1500 złotych. Zamiast tego robią wstyd na cały świat. Jak rozumiem, nie jest pan entuzjastą pracy federacji. To nie jest związek. Jeżeli my wysyłamy 10 pism do federacji z prośbą o ustalenie kalendarza, bo mamy zawodników, których występy chcielibyśmy dopasować pod kątem rywalizacji na torze i nie możemy się tego doczekać, to coś jest nie tak. Zadam wobec tego trudne pytanie: skoro teraz jest tak źle, a za pana kadencji było o wiele lepiej, to dlaczego podał się pan do dymisji? My mieliśmy pomysł, mieliśmy plan i działaliśmy. Kiedy przyszedłem do związku, zastałem tam szare ściany. Udało się pozyskać partnerów, miedzy innymi Orlen, przeprowadzić remont toru kolarskiego w Pruszkowie. Walczyłem o to, by sprowadzić na niego imprezy mistrzowskie. Chciałem, by młodzież miała gdzie walczyć, by było gdzie przygotowywać się do startów w igrzyskach. Zatem, dlaczego? Komuś nie podobało się, to, że nie może już wszystkim sterować z tylnego siedzenia. Widzi pan szanse na to, by sytuacja uległa zmianie? Nieszczególnie. Reforma musiałaby się zacząć już od okręgowych związków, gdzie musiałaby nastąpić wymiana pokoleń. Na nic takiego się jednak nie zanosi. A może pokolenie naszych kolarskich gwiazd, które powoli zbliża się do końca kariery, takich jak Michał Kwiatkowski czy Maciej Bodnar mogłoby coś zmienić? Nie sądzę. Sporo już było uznanych zawodników, którzy kończyli kariery. Czy coś zmienili? Osobną kwestią jest też to, czy obecne gwiazdy w ogóle chciałyby się angażować. Pan nie myśli o powrocie? Ludzie dzwonią do mnie, mówią "Darek, ratuj". I to nawet ci, którzy byli przeciwko mnie. Ale nie, nie myślę o tym. Rozmawiał Tomasz Czernich