- O wszystkim dowiedziałam się od mamy, która do mnie zadzwoniła. Na szczęście nikt z naszych bliskich w tej tragedii nie ucierpiał - powiedziała Pawłowska, która w poniedziałek wieczorem powróciła do kraju z zagranicznego zgrupowania. W miniony czwartek w Jankowie Przygodzkim zginęły dwie osoby, a trzynaście - w tym troje dzieci - trafiło z obrażeniami do szpitala. Zniszczeniu uległo kilkanaście budynków mieszkalnych i gospodarskich. Sześć obiektów, w tym dwa domy, trzeba będzie rozebrać. Dom Pawłowskiej leży niecałe 10 km od miejsca katastrofy, a jeszcze bliżej, w odległości 2-3 km, mieszka ciocia zawodniczki. - Wybuch był tak potężny, że ciocia się bała, że zdmuchnie jej dom. Często przejeżdżam przez Janków. To moje tereny. Jest mi bardzo mi przykro, że doszło do takiej tragedii - podkreśliła. Pawłowska, dwukrotna mistrzyni świata w wyścigu scratch, trenowała w ostatnich dniach z koleżankami z kadry torowej na Fuerteventurze w archipelagu Wysp Kanaryjskich. Powoli dochodzi do zdrowia po wypadku we wrześniowym wyścigu szosowym Tour de l'Ardeche, w wyniku którego złamała trzy żebra i uszkodziła osiem wyrostków żebrowych. Z kontuzją startowała w mistrzostwach świata we Florencji, ale musiała zejść z trasy. Jeszcze mnie boli, nie ma jednak co narzekać, tylko brać się do roboty. Ze zgrupowania na Fuerteventurze jestem bardzo zadowolona. Ponad 20 stopni Celsjusza, trasy wspaniałe - idealne warunki do trenowania wytrzymałości. Na razie nie wracam do domu. Prosto z lotniska jedziemy do Pruszkowa, gdzie na torze będziemy kontynuować treningi" - dodała Pawłowska, której najbliższym startem będą prawdopodobnie zawody Pucharu Świata na początku grudnia w meksykańskim Aguascalientes.