- Oczywiście, że jestem zadowolona. Zdobyłam przecież złoto w scratchu. Pozostał jednak lekki niedosyt, ponieważ drugi medal był w moim zasięgu - powiedziała Pawłowska. W wielobojowej rywalizacji, składającej się z sześciu konkurencji, brzemienny w skutkach okazał się start w trzeciej, w sobotę wieczorem w wyścigu eliminacyjnym. Polkę przewróciła najgroźniejsza - jak się potem okazało - rywalka w walce o brąz, Australijka Annette Edmondson. Pawłowska stłukła biodro i rękę, połamała rower w czterech miejscach, a nie mając własnego zapasowego, dokończyła wyścig na pożyczonym od Małgorzaty Wojtyry. W trzech niedzielnych konkurencjach Pawłowska wystartowała na jeszcze innym rowerze, należącym do Eugenii Bujak. Mechanicy zamontowali kierownicę i siodełko z połamanego sprzętu. - Nie jest prostą sprawą dopasować rower. Gdy na przykład siodełko jest o milimetry za wysoko bądź za nisko, za bardzo wysunięte do przodu lub do tyłu, to przesuwa się też ułożenie stopy, zupełnie inaczej pracują mięśnie. Na pożyczonym rowerze nie jechało mi się komfortowo. Natomiast bólu nie odczuwałam. Dopiero teraz zaczynam go czuć, gdy zeszło napięcie i adrenalina. Na szczęście boli mnie teraz, a nie w niedzielę - podkreśliła. Mistrzostwa świata w Mińsku zakończyły torową część sezonu. W marcu Pawłowska rozpocznie szosową. Będzie się ścigać w barwach kanadyjskiej grupy GSD Gestion-Kallisto. Jest aktualną mistrzynią kraju w wyścigu na szosie, a w igrzyskach olimpijskich w Londynie zajęła 11. miejsce. Dla Polki nowa grupa stanowi w pewnym stopniu niewiadomą. Nie poznała jeszcze osobiście dyrektora sportowego Jacques'a Gautiera. Zna z toru kilka zawodniczek, m.in. Niemkę Linę-Kristin Schink i Kanadyjkę Stephanie Roorda. Pawłowska podpisała roczny kontrakt... drogą internetową. - Kontaktowaliśmy się od dłuższego czasu telefonicznie i mailowo, a umowę podpisałam, korzystając ze skanera - śmiała się. Z warunków finansowych umowy jest zadowolona. - Nie narzekam. Grupa zapewni mi dobre warunki przygotowań, a przede wszystkim starty z czołówką światową. Ściganie na Zachodzie to inna bajka niż w kraju - oceniła. Dokładnego planu startów Pawłowska jeszcze nie zna. Wie tylko, że rozpocznie ściganie w marcu we Francji, a w kwietniu pojedzie w słynnym klasyku Strzała Walońska. Wyścigi szosowe będzie przeplatać startami na torze. - Kalendarz imprez torowych jeszcze nie został opublikowany, ale na pewno sezon zacznie się wcześniej niż w ubiegłym roku, ponieważ UCI wprowadzi kwalifikacje do zawodów Pucharu Świata - powiedziała. Jesienią Pawłowska wystąpi w szosowych mistrzostwach świata we Florencji, ale pod warunkiem, że będzie w dobrej formie. Jak sama siebie charakteryzuje, na szosie czuje się pewnie, jej atutem jest wszechstronność. Potrafi jeździć na czas, finiszować z grupy, zabrać się do ucieczki. Nie zna swoich możliwości w wysokich górach, bo w takich jeszcze nie startowała. Jakie jest jej marzenie sportowe? - Medal olimpijski. Na igrzyskach już byłam, poczułam atmosferę. Teraz pora na coś więcej. Na szczęście nie muszę wybierać: szosa czy tor. Starty na szosie są uzupełnieniem treningów dla zawodniczek takich jak ja, startujących w torowych konkurencjach na średnim dystansie. Być może w Rio będę miała nawet trzy szanse, by zdobyć medal: w omnium, drużynie oraz w wyścigu punktowym, który ma podobno wrócić do programu olimpijskiego - odpowiedziała. 23-letnia Pawłowska jest szczupłą, wysoką brunetką. Pochodzi z Przygodzic, niewielkiej miejscowości pod Ostrowem Wielkopolskim. Uprawia kolarstwo już od 11 lat, najpierw w klubie Szperek Antonin pod okiem Bogusława Janiaka, a potem w UKS Jedynka Limaro Kórnik u trenera Roberta Taciaka. W kadrze prowadzi ją Grzegorz Ratajczyk. Jest studentką Wyższej Szkoły Gospodarki w Bydgoszczy na kierunku menedżer sportu, ale - jak przyznaje - z trudem godzi naukę z wyczynowym uprawianiem kolarstwa. - Samoistnie tak wyszło, że sport wysunął się na pierwszy plan. A studia też są ważne. Kiedyś na pewno je skończę - dodała. Rozmawiał Artur Filipiuk