- W Tokio wystartuję na trasie olimpijskiej. Podobno jest interwałowa, z krótkimi, częstymi podjazdami, i bardziej naturalna niż w Londynie i w Rio de Janeiro, gdzie było dużo sztucznych przeszkód. Oprócz rekonesansu trasy chcemy poszukać miejsc na ewentualne zgrupowanie przed igrzyskami. Chcemy przez tydzień jak najwięcej zobaczyć i sprawdzić - powiedziała Włoszczowska tuż przed odlotem. W Japonii będzie jej towarzyszyć trener Kornel Osicki, a także fizjoterapeutka Magdalena Zamolska i mechanik Hubert Grzebinoga. - To moja stała ekipa. Wszyscy są profesjonalistami - podkreśliła. Dla Włoszczowskiej ten sezon był inny niż poprzednie. W marcu zadebiutowała w wyścigu Absa Cape Epic w RPA i w ciągu ośmiu dni przejechała ponad 630 km. Po powrocie z Afryki mówiła, że były to najtrudniejsze zawody w jej karierze, będące "połączeniem Tour de France z Paryż-Dakar". W olimpijskiej konkurencji cross country ścigała się po raz pierwszy dopiero pod koniec lipca w mistrzostwach Polski w Mrągowie. Z powodu długiej przerwy w startach spadła w rankingu UCI poza czołową pięćdziesiątkę, a to oznaczało, że w wyścigu o mistrzostwo świata w kanadyjskim Mount-Sainte-Anne (31 sierpnia) ruszała dopiero z szóstego rzędu. Zajęła 17. miejsce. - Inaczej wyścig wygląda, gdy od początku jedziesz w czołówce, a inaczej, gdy startujesz z tyłu i tracisz czas stojąc w korku, bo trasa jest nieprzejezdna. Nie miałam szans nawiązać walki z czołówką, ale osobiście byłam zadowolona ze swojej jazdy. Bardziej zawiedziona byłam tydzień później w Snowshoe. W przeddzień finału Pucharu Świata miałam poważny wypadek na trasie, poleciałam na bardzo ostre skały i uszkodziłam mięsień czworogłowy, kolano, biodro, żebra. Następnego dnia cudem udało mi się wsiąść na rower. Będąc w takim stanie i startując z szóstego rzędu ciężko było cokolwiek zrobić. Duży sukces, że dojechałam do mety dwudziesta czwarta - wspominała. Włoszczowska do tej pory odczuwa skutki wypadku w Snowshoe. - Minęły ponad trzy tygodnie od wypadku, a ja cały czas czuję jedno kolano i żebra. Po finale Pucharu Świata zaliczyłam trzy starty - dwa na Węgrzech i jeden w Izraelu. Przy takim bólu podjęcie ekstremalnego wysiłku było bardzo trudne. Dwa z tych wyścigów udało mi się wygrać, na jednym byłam druga, więc pomału przesuwam się w rankingu. Po powrocie z Japonii też planuję się ścigać, aby złapać jeszcze punkty. W samym Tokio też będzie wyścig, ale niskiej kategorii, więc punktów tam nie zdobywamy, ale dla mnie będzie to cenne doświadczenie, bo sprawdzę trasę olimpijską w warunkach wyścigowych - podsumowała. Artur Filipiuk