To miejsce na podium było zaplanowane?Bartosz Huzarski: - Skądże. Wyszło przypadkowo. Rano czułem się śpiący i zmęczony po dziewięciu dniach ścigania, w których w tak wielkiej imprezie jest przecież dużo stresu, pedałowania pod presją. Odżyłem jednak w końcówce etapu i jego decydujące fragmenty pojechałem dobrze pod względem taktycznym.Czemu zawdzięcza pan sukces?- Rozwadze. Na ostatnich kilometrach, gdy trasa prowadziła wąskimi uliczkach Asyżu, jechałem ekonomicznie, nie szarpałem się. Pilnowałem się tylko czoła peletonu. Gdy do mety pozostawało 1500 metrów też zachowałem spokój, jadąc równym tempem za zmierzającym po zwycięstwo Rodriguezem.To największy sukces w pana karierze?- Zdecydowanie. Drugie miejsce na etapie wielkiego touru to jest coś. Myślałem, że najlepsze w tej imprezie już osiągnąłem, gdy w niedzielę finiszowałem na ósmym miejscu w Lago Laceno. A tu taka niespodzianka.Awansował pan na 16. miejsce w klasyfikacji generalnej i jest w niej najlepszy z siedmiu polskich kolarzy uczestniczących w tegorocznym Giro. W dodatku udało się zdobyć pierwsze punkty do rankingu UCI. Będzie pan teraz liderem swojej grupy NetApp?- Przyjeżdżałem tu z zamiarem walki o jak najlepsze miejsce w klasyfikacji generalnej, ale przed startem ekipa nie miała lidera. Faktem jest, że jestem w niej jednym z bardziej doświadczonych zawodników, bo jadę w Giro drugi raz (102. miejsce w 2009 roku w barwach grupy ISD), a większość z kolegów debiutuje. Myślę, że teraz tym bardziej będą mi pomagać.Jaki cel stawia pan sobie na mecie w Mediolanie?Po cichu liczę na miejsce w pierwszej dwudziestce klasyfikacji generalnej. Jeśli przetrzymam ten weekend, gdy zaczynają się trudne górskie etapy, i trzeci tydzień wyścigu, to powinno być dobrze. Po drodze jest jeszcze kilka etapów podobnych do dzisiejszego, na których mogę się pokazać. Mam nadzieję, że nie powiedziałem jeszcze ostatniego słowa w tegorocznym Giro.Rozmawiał Marek Cegliński