Olgierd Kwiatkowski, Interia: Jest pan osobą spoza środowiska kolarskiego. Skąd wziął się pomysł, by kandydować na stanowisko prezesa Polskiego Związku Kolarskiego? Grzegorz Botwina, nowy prezes Polskiego Związku Kolarskiego: Przez ostatnie lata w Instytucie Sportu kierowałem Akademią Zarządzania Sportem, w związku z tym, ze PZKol nie mógł otrzymywać środków z Budżetu Państwa zajmowałem się również projektem Szkółki Kolarskie i Kolarskich Ośrodków Szkolenia Sportowego. Poznałem wielu ludzi związanych ze środowiskiem kolarskim. Latem zadzwonił do mnie Lucjusz Wasielewski z Wielkopolskiego Związku Kolarskie i zaproponował, żebym wystartował w wyborach na prezesa. Musiałem się zastanowić, sprawdzić, czy jestem w stanie pogodzić to z pracą zawodową, jestem adiunktem na Wydziale Zarządzania Uniwersytetu Warszawskiego. Okazało się, że nie ma przeszkód i zdecydowałem się wystartować. Wygrał pan. Nie boi się pan teraz ogromu pracy w związku, który przez lata stracił reputację poważnej federacji, jest zadłużony, był skonfliktowany z Ministerstwem Sportu? - Nie należę do ludzi strachliwych. Potraktowałem tę pracę jako wielkie zawodowe wyzwanie. Jest wiele rzeczy do naprawy i trzeba je naprawić. Większość ludzi twierdzi, że największym problemem Polskiego Związku Kolarskiego są długi. To nieprawda. Największy problem jest brak organizacji, złe zarządzanie. Oczywiście, istnieją długi, ale nawet zadłużenie, głównie wobec Ministerstwa Sportu wynika z tego, że PZKol. nie jest dobrze funkcjonującą organizacją, ludzie w niej działający nie byli w stanie załatwić pewnych spraw, kiedy był na to czas. Brakowało mądrych decyzji. Kiedy prezes Wacław Skarul skończył swoją kadencję istniał tylko dług wobec Mostostalu Puławy. Dziś związek posiada 81 wierzycieli! To jest tylko jeden z problemów do rozwiązania. Ale uważam, że ten akurat w dosyć prosty sposób można rozwiązać, szczególnie dlatego, że jest przychylność ministra sportu i turystyki, który przychylnie odnosi się do pomysłu, by tor kolarski w Pruszkowie przejął Centralny Ośrodek Sportu. Kiedy nastąpi oddłużenie związku? - Sprawy nie poszły do przodu od czasu komisji sejmowej z udziałem pana premiera Piotra Glińskiego we wrześniu tego roku. Nadal nie mamy audytu długów. Aby taki audyt został opracowany musimy przygotować sprawozdania finansowe związku za lata 2017-2018. Dopiero bazując na tym możemy sprawdzić jakie mamy zadłużenie. Jesteśmy w kontakcie z biurem księgowym, które ma przygotować to sprawozdanie, najpierw za 2017 rok. To pierwszy krok, który musimy zrobić. Kolejne sprawozdania będą łatwiejsze, bo w roku 2019 i 2020 nie było żadnych transakcji w PZKol. Potem czeka nas audyt zadłużenia. Chęć wsparcia, by go przeprowadzić zgłosił Wydział Zarządzania Uniwersytetu Warszawskiego. Dokładne opracowanie sytuacji finansowej związku pozwoli nam później na sprawne działanie. Polskie kolarstwo z problemami. Brakuje funduszy Przejdźmy do spraw sportowych. Jednym z objawów kryzysu w związku były problemy polskich kolarzy na mistrzostwach świata i Europy. Często nie mieli strojów, brakowało im też sprzętu. - Znam ten problem. To jest jeden z przykładów bardzo złej organizacji w związku. To niedopuszczalne, żeby trener kadry narodowej w dniu wyścigu na mistrzostwach świata albo mistrzostwach Europy musiał jeździć na lotnisko czy dworzec, aby odbierać stroje. Czasami musieli to robić sami zawodnicy. Jak widać na wielu poziomach musimy przeprowadzić w związku reformę. To nie jest wina pracowników, że doszło do takiej sytuacji, ale ludzi którzy mieli podejmować decyzję, braku takich ludzi. Teraz musimy zacząć podejmować decyzje i uruchomić procesy, które pozwalają normalnie funkcjonować związkowi. Kilka lat temu tuż przed sukcesami jakie zaczęli odnosić Michał Kwiatkowski i Rafał Majka napisałem tekst: "Nadchodzi złota era polskiego kolarstwa". Dziś, gdybym miał napisać ponownie o przyszłości polskiego kolarstwa napisałbym o zbliżającej się "czarnej erze polskiego kolarstwa". Brakuje następców Kwiatkowskiego, Majki, którzy powoli kończą kariery. Jak pan chce zaradzić temu problemowi? - Nie byłbym takim sceptykiem, mamy sukcesy w kategoriach młodzieżowych, wśród juniorów. Są kolarze z potencjałem. Dlatego też bardzo mi zależy na tym, aby zdjąć z barków trenerów kadr narodowych obowiązki techniczne i logistyczne. Chciałbym aby trenerzy zajęli się szkoleniem, treningiem, procesem wyławiania talentów, mieli zespół wsparcia technicznego, który będzie im pomagał. Wiem też, że należy zwrócić uwagę na juniorów i zawodników z kadry U-23. Oni potrzebują bardzo dużo pomocy od związku. Dlatego należy uruchomić specjalne programy, rozwijać współpracę z wojskiem, z uczelniami. Najwięcej zdolnych kolarzy tracimy na koniec liceum. Tak zresztą dzieje się w całym polskim sporcie. Jeżeli tu zadziałamy, polskie kolarstwo znów będzie zdobywać tyle medali jak za najlepszych lat. Na igrzyskach w Paryżu będą medale w kolarstwie? - Jeżeli teraz zajmiemy się zdolnymi juniorami, to raczej w kontekście igrzysk w Los Angeles w 2028 roku. Zrobimy wszystko, by mieli dobre warunki na Paryż, ale już teraz trzeba opracować strategię na Los Angeles. W każdym razie nie chciałbym zapytać się trenerów i dyrektorów sportowych w roku igrzysk w Paryżu jakie mamy cele na LA i nie otrzymać odpowiedzi. W sporcie trzeba działać z wyprzedzeniem, patrzeć długoterminowo. Ogłosiliśmy właśnie konkurs na stanowisko dyrektora ds. sportu dzieci i młodzieży. Ten kto zostanie wybrany ma zająć się przygotowaniem piramidy szkoleniowej. Rozmawiał pan z trenerem kadry szosowców Sylwestrem Szmydem? - Tak, to była długa rozmowa, bardzo owocna. Wspominał mi m.in. o problemach logistycznych w kadrze. Powiedziałem mu, że będziemy bardzo mocno pracować nad tym, żeby logistyka się poprawiła, żeby trenerzy nie musieli się tym zajmować. Mówił też o swoich obowiązkach w grupie zawodowej. Doceniam to, gdzie pracuje. Kolarstwo. Kto trenerem związku? Sylwester Szmyd? Sylwester Szmyd pozostanie na stanowisku trenera kadry narodowej? - W najbliższych dniach będziemy ogłaszać konkursy na stanowiska trenerów i selekcjonerów we wszystkich konkurencjach kolarskich. Chcielibyśmy usłyszeć od nich deklaracje, poznać ich plany przygotowań do igrzysk w Paryżu. Mam nadzieję, że pan Sylwester Szmyd weźmie udział w konkursie. Nic nie stoi na przeszkodzie, żeby kontynuował swoją pracę jako selekcjoner. Ocena jego pracy jest pozytywna. Jest właściwą osobą na właściwym miejscu, ale decyzję w sprawie tego stanowiska musi podjąć zarząd po konkursie. Nie będzie żadnych preferencji. To jest konkurs i nie mogę o niczym przesądzać. Liczy się głos zarządu. Ostatnio codziennie pojawiają się informacje o konkursach na stanowiska w Polskim Związku Kolarskim. - Kolarstwo jest dużym sportem, a PZKol. jedną z największych organizacji sportowych w Polsce. Obecnie jesteśmy w pewnych tarapatach, ale chcemy jak najszybciej wyjść z kryzysu. Jednym z pomysłów by tak się stało jest transparentność naszej organizacji. Na ważne stanowiska chcemy wybierać osoby z najlepszym pomysłem i potencjałem na to, żeby nasza kadra szosowa, torowa, czy MTB osiągały sukcesy. Czy jest szansa na to, by zdobyć w krótkim czasie sponsora dla związku? - Pierwsza kwestia to odbudowanie naszego wizerunku. Trzeba organizacyjnie się ułożyć i przygotować profesjonalną ofertę dla sponsorów. Nikt do nas nie przyjdzie tylko dlatego, że o to poprosimy. To musi być bardzo dobra oferta, z podziałem na poszczególne sporty kolarskie. Z niektórymi sponsorami już rozmawiamy. Mam nadzieję, że uda się powrócić do rozmów z byłym sponsorem - firmą Orlen. Ile czasu daje pan czasu na to, by uporządkować finansową sytuację w związku, a ile na to, by znaleźli się wkrótce następcy Kwiatkowskiego, Majki? - Chciałbym, aby oddłużenie nastąpiło w 2022 roku. Nie widzę innej możliwości. Nowe gwiazdy? Trudno spekulować. Będziemy stwarzać takie warunki organizacyjne i treningowe, żeby wiele osób mogło się ścigać na poziomie światowym. W ostatnich latach PZKol. niestety nie pomagał kolarzom. Teraz będzie inaczej. Rozmawiał Olgierd Kwiatkowski