W niedzielę na górze Blockhaus Lopez stracił do czołówki prawie dwie minuty, a jego przewaga nad drugim w klasyfikacji Joao Almeidą stopniała do 12 sekund. Tuż za Portugalczykiem plasują się Francuz Romain Bardet, Ekwadorczyk Richard Carapaz i Australijczyk Jai Hindley. Niedzielny odcinek wygrał Hindley, razem z którym finiszowali w małej grupie Bardet, Carapaz, Hiszpan Mikel Landa oraz Almeida. Wydaje się, że właśnie w tym gronie trzeba upatrywać kandydatów zwycięstwa. Po raz pierwszy od wielu lat w tej walce liczy się kolarz z Francji. Na Blockhausie Bardet był zawiedziony po zajęciu drugiej lokaty. Szansa na pierwszą w karierze wygraną etapową w Giro umknęła, ale za to jest doskonała sytuacja wyjściowa do ataku. Francuz zajmuje trzecie miejsce ze stratą tylko 14 sekund do Lopeza. "Przeżyłem w wielkich tourach i radości, i rozczarowania. Teraz biorę rzeczy takie, jakimi są. Jak dotąd wszystko w Giro idzie dobrze" - ocenił Bardet w Pescarze, gdzie w poniedziałek kolarze odpoczywali. Zawodnik ekipy DSM ma na koncie zwycięstwa etapowe w Tour de France i we Vuelta a Espana. Dwukrotnie kończył "Wielką Pętlę" na podium - był drugi w 2016 oraz trzeci w 2017. We Włoszech prezentuje bardzo dobrą formę i nic dziwnego, że ożyły nadzieje francuskich kibiców na sukces rodaka w Giro. Ostatnim kolarzem z tego kraju, który wygrał "różowy wyścig", był Laurent Fignon w 1989 roku. W rozmowie z dziennikarzami Bardet studził nastroje. "To dobry początek, ale nie jesteśmy nawet w połowie Giro" - uciął. Dla polskich fanów Giro jest mniej emocjonujące. Startuje tylko Cesare Benedetti, który zajmuje 125. miejsce ze stratą prawie dwóch godzin do lidera. Mieszkający w Gliwicach zawodnik ma polską licencję od połowy ubiegłego roku. Na Giro pełni funkcje pomocnika w ekipie Bora-Hansgrohe, w której na lidera wyrósł Hindley. "Czarek" właśnie na Giro odniósł życiowy sukces, wygrywając etap w 2019 roku.