"Chcę wziąć koszulkę. Jeśli istnieje szansa na to, by zostać liderem, to tylko w sobotę. Podjazd w końcówce etapu nie jest zbyt trudny, a ja mam do odrobienia tylko 15 sekund" - powiedział Gołaś. Gołaś zajął trzecie miejsce na piątkowym etapie i awansował na drugą pozycję w klasyfikacji generalnej. To najwyższe lokaty polskiego kolarza w Giro d'Italia od wielu lat. Wygrał Kolumbijczyk Miguel Angel Rubiano, z przewagą ponad minuty nad czterema towarzyszami długiej ucieczki. Drugie miejsce zajął Włoch Adriano Malori, a trzecie - Gołaś. Liderem został Malori. "Zdaję sobie sprawę, że żaden Polak dawno nie uzyskał takich wyników w wyścigu tej rangi, ale jednak nie mogę powiedzieć, że się cieszę. Byłem tak blisko wywalczenia koszulki" - westchnął Gołas. Torunianin ocenił, że z uczestników ucieczki Rubiano był zdecydowanie najsilniejszy w jeździe pod górę. Kolumbijczyk mógł zostać liderem, gdyby wyprzedził towarzyszy ucieczki o więcej niż 1.40. Ostatecznie jego przewaga na mecie wyniosła 1.10. "Pod górę Rubiano odjechał, a my niewiele mogliśmy zrobić. Ja i Malori walczyliśmy jednak o to, by nie zdobył koszulki. Praktycznie byliśmy w tym osamotnieni, bo kolarz z grupy Astana (Aleksander Diaczenko) nie pomagał. Na domiar złego 20 kilometrów przed metą złapałem gumę i żeby było szybciej, mechanik nie zmieniał koła, ale dał mi nowy rower. Na tym nowym rowerze nie czułem się zbyt pewnie. W sumie etap bardzo ciężki. Najlepszym dowodem jest to, że z 15 uczestników ucieczki, do mety dojechało nas tylko pięciu" - ocenił. Gołaś nie chce wróżyć, jak ułoży się sobotni etap (Recanati - Rocca di Cambio, 204 km). "Wszystko zależy od tego, jak zregeneruję siły po dzisiejszym etapie. Te 200 kilometrów ucieczki to nie była jakaś tam przejażdżka i na pewno za nią kiedyś zapłacę. Pytanie brzmi, czy to stanie się jutro" - zakończył Gołaś.