- Tak to jest. Kto pierwszy przekroczy linię, jest zwycięzcą - wyjaśnił Kolumbijczyk, zwycięzca etapu kończącego się w Orbetello decyzją jury. Sędziowie uznali bowiem, że Viviani na ostatnich metrach zajechał drogę swemu rodakowi Matteo Moschettiemu (zajął ostatecznie czwarte miejsce) utrudniając mu finisz i przesunęli mistrza Italii na 51. miejsce. ostatnie w czołowej grupie. - Dziś finiszowałem lepiej niż wczoraj, ale byłem drugi - dodał Gaviria. Powiedział także, że wysłał wiadomość do Vivianiego, z którym jeździł w drużynie Quick-Step (obecnie Deceuninck) w poprzednim sezonie. - Napisałem mu, że to on wygrał na szosie. Jury zadecydowało inaczej i nic nie możemy na to poradzić. Mam nadzieję, że Elia szybko wygra etap, bo na to zasługuje. Jest moim przyjacielem i świetnym kolarzem. Kolumbijczyk, który nie ścigał się od wyścigu we Flandrii (7 kwietnia), przyznał, że nie jest jeszcze w najwyższej formie. - Jestem trochę w cieniu, ale zamierzam się rozwijać - zadeklarował. W przerwie między startami trenował między innymi na torze w rodzinnym kraju. Jak oświadczył, ma nadzieję na kolejne, tym razem już "prawdziwe" zwycięstwo w tegorocznym Giro. - Dzisiejszy etap był skomplikowany, byliśmy w stresie, wiedzieliśmy, że na finiszu jest wiatr, ale na szczęście my na trasie nie musieliśmy zbytnio się wysilać - przyznał. Były mistrz świata na torze wygrał w Orbetello swój piąty etap Giro, a siódmy w wielkich tourach. W ubiegłym roku był najszybszy na dwóch etapach Tour de France w pierwszym tygodniu "Wielkiej Pętli".