Polska Agencja Prasowa: Zwycięstwo dwa tygodnie temu na etapie Tour de France do L'Alpe d'Huez to był najpiękniejszy dzień w pana karierze? Christophe Riblon: - Na pewno. Niektórzy, zwłaszcza dziennikarze, mówili nawet, że uratowałem honor Francji, bo żaden inny nasz kolarz nie wygrał w tym roku etapu Wielkiej Pętli. Ja uważam, że w tym stwierdzeniu jest sporo przesady. Honoru Francji nie trzeba ratować. Dla mnie zwycięstwo na L'Alpe d'Huez było szczególnie ważne, bo dodało mi wiary w siebie i jestem z niego dumny. Jak pan porówna te dwa etapy - na L'Alpe d'Huez w Tour de France i na Passo Pordoi w Tour de Pologne, gdzie również pan zwyciężył? Który odcinek był trudniejszy? - Zdecydowanie L'Alpe d'Huez. To najbardziej mityczny podjazd we Francji. W tym roku po raz pierwszy w historii Tour de France wjeżdżaliśmy tam dwukrotnie w ciągu jednego dnia. Nie da się porównać tych dwóch zwycięstw. Oczywiście pierwsza faza jest podobna, ale końcówka inna. L'Alpe d'Huez to trudniejsza góra. Niosły mnie tłumy ludzi, atmosfera była niesamowita, wielkie emocje. Etap na Passo Pordoi na pewno był trudny, ale jednak... Kibiców nie było wielu. To nie to samo. Niewielu kolarzy przyjechało bezpośrednio z Tour de France na Tour de Pologne. - Zgadza się, zdaje się, że tylko trzech: ja, wasz kolarz Przemysław Niemiec i Kolumbijczyk z wąsami z ekipy Lampre (Jose Serpa - PAP). Trudno jest jechać te dwa wyścigi jeden po drugim? - Dla mnie to nie problem. W 2011 roku startowałem w obu wyścigach, a wasz ukończyłem na ósmym miejscu. Po tegorocznym Tour de France nasza ekipa AG2R otrzymała mnóstwo propozycji startów w kryteriach w całej Francji, na których można nieźle zarobić, ale szefowie uznali, że trzeba jechać do Polski, aby zdobywać punkty do rankingu UCI, że trzeba wykorzystać formę, w której jestem po Tour de France. Tak więc przyjechałem i startuję w tym wyścigu. Jestem w Polsce już po raz trzeci. Zna pan nasze góry. Jaki widzi pan scenariusz dwóch najbliższych etapów - do Zakopanego i do Bukowiny Tatrzańskiej? - Myślę, że dziś do mety dojedzie większa grupa, być może 20-30 ludzi. Jutro prawdopodobnie będzie mniejsza, bo trasa jest bardziej selektywna. Wszystko zależy od tempa. Obserwatorzy i uczestnicy wyścigu twierdzą, że rywalizacja rozstrzygnie się w jeździe indywidualnej na czas z Wieliczki do Krakowa. Czy czuje się pan mocny w tej konkurencji? - Na Tour de France pojechałem bardzo dobrze, zajmując w Chorges 25. miejsce. Jestem optymistą i uważam, że będę się liczył w walce o zwycięstwo w całym wyścigu. Tym bardziej, że na pierwszych miejscach w klasyfikacji generalnej nie ma wybitnych specjalistów od jazdy na czas. Kto będzie najgroźniejszym konkurentem? - Polak Majka (Riblon wypowiada to nazwisko "Mażka" - PAP) , Kolumbijczyk Henao i Chorwat Kiserlovski. A kto wygra Tour de Pologne? - Ja (śmiech). Jakie plany ma pan na dalszą część sezonu? - Po Tour de Pologne będę miał dwa tygodnie wolnego i pojadę z żoną i z dziećmi na wakacje w okolice Aix-en-Province. Wszystko wskazuje na to, że we wrześniu wystartuję w mistrzostwach świata we Florencji. Wcześniej czeka mnie jeszcze kilka wyścigów, m.in. w Grand Prix Plouay oraz dwa w Kanadzie, a po mistrzostwach - wyścig w Chinach. Zimą będzie startował pan na torze? Jest pan dwukrotnym srebrnym medalistą mistrzostw świata: w wyścigu punktowym (2008) i madisonie w parze z Morganem Kneiskym (2010). - Na torze będę tylko trenować. Tych dwóch konkurencji, w których zdobywałem medale mistrzostw świata, nie ma w programie olimpijskim. W omnium mamy we Francji dobrego zawodnika Bryana Coquarda, który wywalczył srebrny medal na olimpiadzie w Londynie, natomiast w drużynie na 4 km na dochodzenie jesteśmy teraz słabi. Swoją przyszłość wiążę tylko z szosą. Jakie jest pana zdanie na temat dopingu w kolarstwie? Ten sport oczyścił się w ostatnim czasie, czy nie? - Na pewno są kolarze, którzy i dziś oszukują. Trzeba ich identyfikować i karać. Gdy Chris Froome został liderem Tour de France, natychmiast pojawiły się spekulacje, że stosował doping. Podobnie było ze mną po zwycięstwie na L'Alpe d'Huez. Ważne jest to, by agencje dopingowe robiły swoje jak najlepiej, a wtedy być może takie głosy będą rzadziej podnoszone. W tej chwili kolarstwo jest najbardziej kontrolowaną dyscypliną sportu. A ile razy pan był kontrolowany w tym roku? - W samym lipcu cztery razy, w tym dwukrotnie na Tour de France i oczywiście po etapie na Passo Pordoi. A w sumie w całym sezonie? Trudno mi policzyć. Rozmawiał Artur Filipiuk