- Ardeńskie klasyki to były moje pierwsze wyścigi jako profesjonalistki! Byłam zaskoczona, że w ogóle biorę w nich udział. Dosłownie 10 dni wcześniej dowiedziałam się, że przenoszą mnie do składu zawodowej drużyny - zaczyna swoją niesamowitą opowieść Śnieżyńska. Dwa lata do zawodowstwa Choć trudno w to uwierzyć, jeszcze trzy lata temu jej rowerowa aktywność ograniczała się tylko i wyłącznie do przejazdów na uczelnię w Kopenhadze, gdzie kontynuowała swoją edukację. - Pierwszy porządny rower dostałam od moich rodziców w połowie 2018 roku. Byłam wtedy na studiach magisterskich w Kopenhadze. Miałam trudny okres w życiu. Jeździłam na uczelnie starą "szosówką", sprawiało mi to dużą przyjemność, wybrałam się na kilka dłuższych przejażdżek i ona się w końcu popsuła. Brat mnie namówił, żebym zainwestowała w porządny rower, skoro sprawia mi to taką przyjemność. Dostałam taki w prezencie. W Kopenhadze jest klub rowerowy "Rapha" Znajomy mi go polecił. I po tygodniu jazdy na moim nowym rowerze pojechałam w crop-topie i spodniach do jogi do nich na wspólną jazdę. I tam się mną zajęli. Mieli dużo śmiechu, bo mocno się wyróżniałam. W międzyczasie szukałam pracy studenckiej, tak że zaczęłam pracować w Rafie jako baristka. I trenowałam z chłopakami. Tak zaczęła się moja przygoda - opisuje swoje początki zawodniczka grupy Doltcini - Van Eyck Sport - Proximus. Co ciekawe, jak sama przyznaje, wcześniej raczej nie uprawiała żadnego sportu. Jeździła na nartach, z ojcem pływała na kitesurfingu, ale to wszystko w ramach rekreacji. Mimo to, bardzo szybko zrobiła niesamowity progres jeśli chodzi o kolarstwo. Bardzo szybko rozpoczęła też pierwsze starty. - W 2019 roku namówili mnie, żebym zaczęła brać udział w wyścigach. Pokochałam to i podjęłam decyzję, żeby zainwestować w rower i rzucić wszystko, co do tej pory robiłam. Z wykształcenia jestem inżynierem architektem, ale w ogóle nie odnajdywałam się w tej pracy. Postanowiłam więc przeprowadzić się do Belgii i spróbować - wspomina Śnieżyńska. - Już w Danii byłam pewna, że zostawiam wszystko. Przedyskutowałam to z rodzicami, którzy postanowili mnie wesprzeć, również finansowo, żebym spróbowała się w tym realizować. W międzyczasie przez kilka miesięcy byłam w Polsce, na jednym z wyścigów w Irlandii leżałam w kraksie w peletonie i złamałam kość łonową, tak że byłam przez jakiś czas wyłączona, ale zaraz potem przeprowadziłam się do Belgii - dodaje. A dlaczego akurat Belgia? - To był pomysł mojego poprzedniego trenera, on zasugerował mi przeprowadzkę. Dla Duńczyków Belgia jest jak rowerowa mekka. Nie byłam jedyną dziewczyną, która tego próbowała. Dwie moje znajome już wcześniej przeprowadziły się do Belgii, tak że szlak był przetarty. Pomysł wydawał się świetny, ale zdarzyła się pandemia i nie było tylu wyścigów, ile bym chciała. W Danii na wyścigach albo wygrywałam, albo byłam na podium, ale poziom jest zupełnie inny. Żeński peleton w Danii to około 20 osób. W Belgii na każdym, nawet najmniejszym wyścigu, jest około 170 osób - opisuje Śnieżyńska. American Dream Zawodniczka jest bardzo kontaktową osobą i nie miała problemów z aklimatyzacją w nowym kraju. Pomogło jej również to, że Belgowie są narodem zwariowanym na punkcie kolarstwa. - Mówię po angielsku bardzo dobrze i ani w Danii, ani w Belgii nie miałam kłopotów z aklimatyzacją. W obu tych krajach poznałam cudownych ludzi. To bardzo międzynarodowe, otwarte społeczeństwa i nie było problemów. Tęsknota za domem jest, ale w obecnych czasach można wsiąść do samolotu i po kilku godzinach być w domu. Poza tym, dzięki temu, że Belgia żyje kolarstwem, tutaj każdy jeździ na rowerze, spotkałam masę osób, które mi pomagają. Nawiązałam sporo kontaktów. Przez to, że bardzo angażuję się w tej dyscyplinę, wiele osób chce mi pomagać - mówi Polka. Jej błyskawiczna kariera może być dla wielu inspiracją. Rzuciła wszystko i choć nie wyjechała w Bieszczady, to jednak odmieniła swoje życie o 180 stopni. I spełnia swój American Dream. - Rzuciłam wszystko i pojechałam do... Belgii (śmiech). W tym momencie pracuję w firmie mojego ojca jako social media manager. Architektura to bardzo fajny kierunek studiów, ale jak zaczęłam pracę, to nie byłam w stanie wyobrazić sobie takiego życia. Trzeba kochać to, co się robi, a ja tego nie znalazłam w swojej profesji. Pokochałam kolarstwo i myślę o sobie, że jestem szczęściarą, bo udało mi się znaleźć to, co kocham i mogę się w tym realizować. To mój American Dream - przyznaje zawodniczka pochodząca z Lublina. I chociaż musi łączyć uprawianie sportu z pracą, jest szczęśliwa z tego, jak ułożyło się jej życie. - Wychodzę z takiego założenia, że jeżeli chce się coś osiągnąć, ma się cel, to ciężką pracą wszystko można zdobyć. W trakcie studiów miałam bardzo trudny okres. Obrona pracy magisterskiej, 20 godzin treningów, praca. Jak teraz o tym myślę, to nie wiem, jak dałam sobie z tym radę, ale sobie poradziłam. Teraz, dzięki pracy zdalnej, w firmie rodzinnej, nie mam problemów z łączeniem pracy z treningami. Niestety, teraz ponownie musi zmagać się z kontuzją, przez co jej plany startowe się skomplikowały. - Obecnie jestem po operacji po złamaniu obojczyka. Miałam kraksę na wyścigu 8 maja, dziesięć kilometrów przed metą kilka dziewczyn w peletonie się położyło i ja tez leżałam. Teraz muszę wrócić do siebie. Miałam w planie przyjechać do Polski na mistrzostwa, ale obawiam się, że jeszcze nie będę w stanie się ścigać. Potem jakieś lokalne wyścigi w Belgii, choć to zależy od mojego menedżera i mojej formy - mówi Śnieżyńska, która jednak zamierza pozostać na kolejny sezon w belgijskiej ekipie. - Wiążę przyszłość i z tą grupą i z Belgią. Mam tutaj chłopaka i nigdzie się na razie nie wybieram - zaznacza. A jakie cele stawia sobie na przyszłość? - Sky is the limit! Moim marzeniem jest wziąć udział w Strade Bianche. To piękny wyścig, uwielbiam go oglądać i chciałabym sama wziąć w nim udział. Superprzygodą są też klasyki w Belgii. A na początek chciałabym jakiś wyścig ukończyć (śmiech). To byłby pierwszy krok. Zamierzam nadal się rozwijać i zobaczymy, gdzie mnie poniesie - podsumowuje Barbara Śnieżyńska.