Polska Agencja Prasowa: Czego się pan spodziewa po nowym sezonie kolarskim? Dariusz Baranowski: - Jak wszyscy sympatycy tej dyscypliny oczekuję, że nasi zawodnicy będą widoczni, będą walczyć, dawać z siebie wszystko. Spodziewam się zwycięstw i tego, że będą obecni w czołówkach na największych wyścigach, bo mamy dobrych kolarzy. Jakie są według pana źródła ubiegłorocznych sukcesów Michała Kwiatkowskiego, Rafała Majki i innych Polaków startujących w liczących się zawodowych grupach? - Do głosu dochodzi pokolenie młodych kolarzy, którzy już kilka lat jeżdżą w profesjonalnym peletonie. Ich talent i potencjał właśnie się ujawnił. Dobrym przykładem jest Rafał Majka, który się przełamał. To był wybitny kolarz, bardzo dobry góral, ale brakowało mu zwycięstw. Kiedy się one pojawiły, od razu odblokował się psychicznie. Liczy się mentalność zawodnika. Myślę, że następne sezony w jego wykonaniu będą zupełnie inne niż te niedawne i będzie wygrywał, tak jak w roku ubiegłym. Wyobraża pan sobie w przyszłości sytuację, że polska grupa będzie zaliczana do elitarnego grona World Tour? - Myślę, że właśnie taka będzie kolej rzeczy, że będziemy mieli swoją reprezentację w tym cyklu. Grupa CCC Sprandi Polkowice już ma wspaniały kalendarz, w tym roku pojawi się m.in. na Giro d'Italia. Moim zdaniem tylko kwestią czasu jest, że ta drużyna, a może inne znad Wisły, znajdzie się w elicie kolarskich teamów. Dwanaście lat temu właśnie z grupą CCC Polsat startował pan w Giro d'Italia. Jak pan wspomina tamto ściganie? - To było wspaniałe przeżycie. Jeździłem wcześniej w wielkich tourach w grupach zagranicznych. W tamtym sezonie przeszedłem do CCC właśnie z tą myślą, że wystartujemy we Włoszech. To się spełniło. Jechać w polskiej drużynie w takim wyścigu to było coś. Tak jak teraz potwierdza to Sylwester Szmyd, podkreślając, że wystartowanie w Giro w rodzimej ekipie będzie dla niego czymś wyjątkowym. W tamtym wyścigu był pan najlepszy z ekipy, zajmując 12. miejsce w klasyfikacji generalnej. To był powód do zadowolenia czy niedosytu? - Byłem zadowolony, aczkolwiek mogło być lepiej. Myślę, że w pełni zadowolony jest zawsze tylko zwycięzca. 12. miejsce jest dobrym wynikiem, cieszę się z tego, ale pewien niedosyt pozostaje. Liderem grupy CCC był wtedy Rosjanin Paweł Tonkow, zwycięzca Giro z 1996 roku, który wycofał się w pewnym momencie z wyścigu. Pan przejął wtedy jego rolę. - Tak, w pierwszej fazie imprezy pomagałem mu. Może gdybym od samego początku był liderem zespołu, byłoby inaczej. Którego z kolarzy będzie pan specjalnie śledził w tym sezonie? - Nie mam swojego faworyta. Będę obserwował Polaków, wszystkich naszych reprezentantów w zawodowych drużynach i trzymał za nich kciuki. Jak się pan odnajduje w roli komentatora Eurosportu? - Powolutku zaczyna mnie to wciągać, pasjonować. Najważniejsze, że jestem przy kolarstwie. Wprawdzie nie na rowerze, ale cały czas żyję tym sportem. Rozmawiał Marek Cegliński